Kibice GieKSy są szaleni - rozmowa z Ireneuszem Królem, prezesem Polonii Warszawa

- Mieliśmy dogadanego inwestora dla GKS-u, ale chciał zapisu w umowie, że nie spalą mu domu, ani nie pobiją dzieci - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Ireneusz Król, prezes Polonii Warszawa.

Marcin Ziach: Jest pan zadowolony ze stanu przygotowań drużyny i klubu do nowego sezonu?

Ireneusz Król: Wszystko idzie zgodnie z planem. Zawodnicy trenują na obozie w Gutowie i wszyscy odzyskali wigor i sprawność. Sparingi nam na razie też wychodzą, a trenerzy cały czas układają swoje koncepcje. Mamy na zgrupowaniu kilku zawodników testowanych i ich przyszłość niebawem także się wyjaśni. Póki co wypadł nam Wojtek Łobodziński i bierzemy Jakuba Smektałę z Ruchu Chorzów. Nie wiemy też co z Sebastianem Przyrowskim, póki nie wyzdrowieje. Zresztą on ma podobno inne plany, niż gra w Warszawie i bierzemy pod uwagę Matko Perdijicia.

Na tym lista chyba się nie kończy?

- Cały czas tę kadrę budujemy. Dojadą jeszcze Ugochukwu Ukah i Dimitrje Injac. Finalizujemy też rozmowy w sprawie pozyskania Tomka Hołoty. Na obóz wrócił Marcin Baszczyński, który normalnie trenuje z drużyną. De facto został mi tylko słynny Bruno. Zwracam się do wszystkich mediów z prośbą o zamieszczenie komunikatu: "Klub Polonia poszukuje swojego zawodnika Edgara Caniego. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?". Zapraszam go na rozmowę, bo nie wiem co ten człowiek obecnie robi.

Patrząc na sytuację kadrową jest pan spokojny o to, jak Polonia spisze się w najbliższym sezonie T-Mobile Ekstraklasy?

- Myślę, że mogę być spokojny. Skład jest zrównoważony i optymalny, zważywszy na to wszystko co się wokół klubu działo i obecne warunki.

Piotr Stokowiec, to szkoleniowiec bardzo wymagający. Zawodnicy przez jego charyzmę nie pałają do niego wielką sympatią.

- Trener jest od tego, żeby zrobić w drużynie porządek i żeby zawodnicy słuchali czego on od nich wymaga. Jeżeli tak nie jest, to mówiąc dosadnie w drużynie panuje burdel. Było jak było i mnie w Polonii gwiazdorstwo nie jest potrzebne. Potrzebna jest mi drużyna, która na boisku stworzy monolit. Jestem przekonany, że Piotr Stokowiec, to właściwy człowiek na właściwym stanowisku.

W Polonii nie będzie zatem zmiany trenera co 2-3 miesiące, jak miało to miejsce za poprzedniego właściciela?

- Nie, na pewno tak nie będzie. Trener Stokowiec ma pełne zaufanie zarządu i ma prowadzić ten zespół długofalowo. Umowa jest podpisana na dwa lata, a zawiera też w sobie klauzulę jej przedłużenia. Może spokojnie skupić się na swojej pracy, bo nikt go zwalniał nie będzie.

O co Polonia w tym sezonie powalczy? Bijecie się z miejsca o czub tabeli, czy cele są na razie nieco niższe?

- Jesteśmy realistami i myślę, że jeżeli zakończymy sezon w środku stawki, to w mojej opinii będzie to duży sukces. Zawsze też może okazać się, że forma przygotowań w "Klubie Kokosa", czyli bieganie po schodach przez miesiąc i miesiąc gry na boisku okaże się strzałem w "10" i drużyna eksploduje formą już na starcie. Wtedy na pewno ten system przygotowań opatentujemy (śmiech). Stawiamy jednak cele przyziemne, premiując przy tym odpowiednio zdobycie mistrzostwa Polski czy miejsca w europejskich pucharach.

A co ze słynnym "Kokosem"? Zostaje przy Konwiktorskiej, czy będzie szukał sobie innego klubu?

- Myślę, że ten chłopak zostanie z nami. W ogóle po tym, jak chłopaki dostali pierwszą wypłatę, to wszyscy magicznie ozdrowieli i sytuacja stała się dla nich nieco lżejsza. Mam nadzieję, że teraz wezmą się do roboty i będą grali najlepiej jak tylko potrafią. Ważna jest dla mnie atmosfera w drużynie i na to będę zwracał szczególną uwagę.

Kibice Polonii początkowo podchodzili do pana osoby z dużym dystansem. Jak stosunki z fanami wyglądają dzisiaj?

- O to trzeba zapytać kibiców, bo nie chcę za nich odpowiadać. Ja wczoraj podjąłem jedynie decyzję, że Michał Listkiewicz zostaje nowym prezesem rady nadzorczej, a pomagać będzie mu grupa konsultacyjna, w skład której wchodzić będą także kibice. Wierzę, że oni zostaną z nami i będą nas wspierać dopingiem, bo nie wyobrażam sobie, żeby teraz masowo zaczęli zmieniać barwy klubowe.

Całą swoją uwagę koncentruje pan obecnie na Polonii Warszawa. A co z GKS-em Katowice? Dalej jest pan jego właścicielem...

- GKS szuka chętnego na przejęcie większościowego pakietu akcji. Jeśli pan redaktor ma ochotę, to chętnie sprzedam.

Obawiam się, że na taki wydatek nie byłoby mnie stać. Ile dziś w pana opinii GieKSa jest warta?

- Dla pana to pewnie to są drobne (śmiech). Ale jak pan nie chce, to może pan dać drugie ogłoszenie: "Kiedyś dobry klub, z szalonymi kibicami chętnie sprzedam. Uwaga! Inwestycja niesie za sobą zagrożenie życia i zdrowia!". Robi pan jeden wywiad, a już ma pan dwa ogłoszenia.

Żartuje pan sobie, a sytuacja w Katowicach nie jest ciekawa.

- A co ja mogę zrobić? W tym mieście działa dwóch polityków, którzy zapowiedzieli, że będą świetnymi prezesami klubu. Mam na myśli prezydenta miasta i marszałka województwa Śląskiego. Wszystkie oczy i ręce kibice powinni skierować teraz na samorząd, bo problemy GKS-u to już nie moja sprawa. Ja swoje zrobiłem w Warszawie. Wyniki pokażemy 15 sierpnia na boiskach ekstraklasy.

Kibice GieKSy zarzucali panu, że nie łożył pan pieniędzy na klub.

- To bzdury, ale co ja mogę im powiedzieć. Mogę pana zapewnić, że sytuacja finansowa Polonii będzie bezproblemowa i zawodnicy będą mogli skupić się wyłącznie na grze na boisku. GKS Katowice na pewno zasługuje na to, żeby pojawił się tam poważny inwestor, ale problemem tego klubu są nie długi, tylko kibice. Mieliśmy już dogadanego inwestora dla GieKSy, ale chciał zapisu w umowie, że mu nie spalą domu, ani nie pobiją dzieci, a takich zapisów w umowie handlowej niestety zawierać nie można i rozmowy upadły.

Między Bogiem a prawdą - na poważnie bierze pan opcję z ogłoszeniem bankructwa GieKSy jeżeli nowy właściciel się nie pojawi?

- A co mam zrobić? To jest kodeks spółek handlowych. Zwołamy walne zgromadzenie akcjonariuszy i jeżeli na walnym nikt nie podejmie rękawicy, że chce ratować ten klub, to innej decyzji być nie może. Kodeks podaje jasne przesłanki, czy klub dalej
funkcjonuje, czy nie i zobaczymy jak będzie to wyglądać na walnym.

Podobno Wojciech Cygan, nowy wiceprezes GieKSy, ma z ramienia miasta przygotować klub pod nowego inwestora.

- Nowy wiceprezes, to siedział w sobotę w fantastycznym nastroju na trybunach i rzucał kartony do kibiców, żeby wrzucili tam prezesa Krysiaka. Nie wiem w ogóle, jakim prawem ta osoba została wiceprezesem, ale to jest pytanie do miasta, a nie do mnie. Usłyszałem w Urzędzie Miasta zapewnienie, że pana Cygana w składzie nie będzie. Zrobili co zrobili, zatem po raz kolejny mnie oszukali.

Na posiedzeniu rady nadzorczej GieKSy był pan obecny?

- Nie mogłem być, bo ponad dwa tygodnie temu złożyłem rezygnację z funkcji wiceprzewodniczącego rady. Trzeba jednak powiedzieć, że na tym posiedzeniu dokonało się bezprawie. Spółka publiczna, a taką jest GKS, powinna być objęta nadzorem minimum pięcioosobowym. Została o tym powiadomiona komisja nadzoru finansowego, a wszystkie konsekwencje wynikające z tego tytułu przejmuje miasto Katowice.

Przedstawiciel większościowego właściciela akcji klubu nie pojawił się na obradach?

- Członek rady nadzorczej oddelegowany na posiedzenie z Trust Tradingu napisał votum separatum, czyli zdanie odrębne, które potem przekazał pani prezydent Siejnej [przewodnicząca rady nadzorczej - przyp. red.], że uchwała jest podjęta niezgodnie z prawem i rada nie może funkcjonować. Podobno jednak politycy mogą więcej, więc ja tam nie wiem.

Puentując zatem, przyszłość Polonii maluje się w kolorowych barwach, GieKSy wręcz przeciwnie.

- I tutaj zachodzi dysonans słowny. Jak przyszłość Polonii może malować się w kolorowych barwach, jak mamy czarne koszule? Powiem tak, przyszłość Polonii maluje się w czarnych, ale jasnych barwach, a losy GKS-u, tak jak krew w żyłach marszałka, na żółto-zielono-czarno.

Źródło artykułu: