Trener swoje, a Krzysztof Król swoje

Podbeskidzie zaliczyło falstart nowego sezonu, odpadając z Pucharu Polski już w 1/16 finału. Mimo krytycznych opinii ze strony trenera i obserwatorów, Król nie uważa, by jego zespół grał źle.

Robert Kasperczyk powiedział tuż po ostatnim gwizdku sędziego, że jego podopieczni przespali pierwszą połowę. Tymczasem 25-letni defensor zbagatelizował ten problem. - Warta miała raptem dwie sytuacje, z czego w jednej niepotrzebnie faulowaliśmy prokurując rzut karny. Przy drugiej była wrzutka i napastnik trafił w poprzeczkę. Po przerwie cały czas graliśmy na połowie przeciwnika, a poznaniacy próbowali tylko długich podań. Mieliśmy swoje sytuacje, a najlepszą Fabian Pawela. Nie wiem czy chciał dogrywać, czy też strzelać. Gdybyśmy wykorzystali te szanse, strzelilibyśmy co najmniej pięć goli - stwierdził Krzysztof Król.

Opinia obrońcy Podbeskidzia jest zaskakująca, wszak w pierwszej połowie Górale spisywali się bardzo słabo. Trener Robert Kasperczyk ocenił, że w tym fragmencie nie prezentowali pełnego zaangażowania, co skutkowało dużą przewagą zielonych.

- Zabrakło tylko dokładności i precyzji. Chcieliśmy wjechać z piłką do bramki zamiast oddawać strzały. Na przyszłość trzeba poprawić skuteczność, w przeciwnym wypadku będziemy przegrywać tak jak w Poznaniu - obstaje przy swoim Król.

Czy bielszczanie nie zlekceważyli Warty? - Na pewno nie. Dla nas był to pierwszy mecz o stawkę. Po prostu nie do końca funkcjonowaliśmy tak jak powinniśmy. Po przerwie graliśmy już lepiej i pojawiły się sytuacje - dodał.

Porażka z I-ligowcem na tydzień przed inauguracją T-Mobile Ekstraklasy nie jest optymistycznym prognostykiem. - Pamiętajmy, że mecz meczowi nierówny. Myślimy już o wyjeździe do Białegostoku, a o niepowodzeniu pucharowym trzeba jak najszybciej zapomnieć - powiedział Król.

Komentarze (0)