Opis meczu według napastnika gości jest niezbyt skomplikowany. - My prowadziliśmy grę cały mecz, natomiast Kolejarz mądrze się bronił, a druga bramka całkowicie podcięła nam skrzydła. Straciliśmy gola do szatni, zaraz przed przerwą było już zero do dwóch i czekały nas trudne chwile. Niedługo po przerwie zdobyliśmy kontaktową bramkę, nadal my dyktowaliśmy warunki na boisku, ale wygrywa ten kto strzela bramki. My zdobyliśmy o jedną mniej od rywala i przegraliśmy to spotkanie - wyjaśnił Jakub Grzegorzewski.
Występ 30-letniego zawodnika niemal do ostatniej chwili był niepewny, gdyż borykał się on z kontuzją pleców po meczu w Pucharze Polski. Szczęśliwie dla gości mógł zagrać i odwdzięczył się zdobyciem bramki. - Rzut karny był ewidentny, piłka poleciała zupełnie gdzie indziej, a bramkarz we mnie wpadł i ściął mnie z nóg. Jak dla mnie bezdyskusyjnie decyzja sędziego była słuszna - zapewnił egzekutor stałego fragmentu.
Strzelec jedynej bramki dla Miedzi krótko wyjaśnił powody porażki. - Zabrakło nam jednak sytuacji, my byliśmy stroną przeważającą, ale nie mogliśmy sobie stworzyć okazji. Zwłaszcza w pierwszej połowie, bo w drugiej wyglądało to już lepiej. Kolejarz wybijał prawie wszystkie piłki z własnego pola karnego, odcinali nad od tego ostatniego podania i to chyba główny mankament. Nie daliśmy rady poukładać sobie gry pod bramką rywala i stąd taki, a nie inny wynik - konkretnie argumentował błędy swojej drużyny Grzegorzewski.