Bezradność Bogdanki osiągnęła apogeum w meczu z Okocimskim Brzesko. Łęczyński zespół nie tylko nie miał pomysłu na przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść, ale również nieporadnie grał w obronie, co zemściło się w końcówce. - Dwadzieścia minut dobrej gry i to było tyle z naszej strony. Początkowo wyglądało, że spokojnie wygramy 2:0 czy 3:0, a skończyło się 1:2. Nie mam słów... Tak grać u siebie nie możemy - nie ukrywa Veljko Nikitović.
Po zmianie stron to beniaminek sprawiał lepsze wrażenie. Gospodarze próbowali zagrozić rywalom głównie za sprawą chaotycznych akcji, co nie zdało egzaminu. - W szatni trener mówił nam co innego, a my co innego zaprezentowaliśmy w drugiej połowie. Chcieliśmy wszystko zrobić na aferę. W pierwszych piętnastu minutach, jak graliśmy po ziemi to cztery razy wyszliśmy sam na sam. To byłoby podsumowanie, jak mamy grać - ocenia kapitan Bogdanki.
Decydującą bramkę goście zdobyli w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Wówczas kolejny raz potwierdziło się, że defensywa Bogdanki ma wiele do poprawy. - Okocimski cofnął się i czekał na tę jedną kontrę. My mieliśmy o jednego zawodnika mniej, właśnie z tej strony poszło dośrodkowanie i dostaliśmy bramkę. Ta piłka leciała całą wieczność, zawodnik nabiegł i strzelił bramkę. My będziemy groźną drużyną tylko i wyłącznie w wypadku, jeżeli będziemy grali pewnie z tyłu - podkreśla 31-letni Serb.