Orest Lenczyk znany jest z tego, że potrafi zaskoczyć wyjściowym składem czy też ustawieniem swoich piłkarzy. O ile w poprzednich sezonach wielokrotnie mówiło się o "nosie trenerskim" czy też "zmyśle taktycznym" doświadczonego szkoleniowca, to tym razem jest zupełnie inaczej.
Już po drugim spotkaniu tego sezonu, z Buducnostią Podgorica opiekun WKS-u musiał tłumaczyć się ze swoich decyzji. Mistrzowie Polski co prawda mieli dwubramkową zaliczkę z pierwszego meczu, ale we Wrocławiu wszyscy mieli spore ciśnienie związane z tą potyczką i oczekiwali zwycięstwa WKS-u. Tymczasem opiekun Śląska do gry desygnował mocno defensywny skład. Śląsk ostatecznie przegrał 0:1 i praktycznie nie zagroził bramce rywala. "Oro Profesoro" już w pierwszej połowie zdjął z boiska Patrika Mraza, który prezentował się dramatycznie. Na drugą połowę nie wyszedł także Mateusz Cetnarski, który nie radził sobie z rolą bocznego pomocnika. - W drugiej połowie też bramki nie strzeliliśmy. Nie wypaliło to, co sobie zakładałem, żeby do przerwy mieć zero z tyłu, co da nam szansę rozpocząć drugą połowę ze skrzydłowymi. Wolałbym, żebyśmy nawet jednej akcji ofensywnej nie przeprowadzili, ale żebyśmy nie stracili gola, bo to było głównym założeniem - mówił po meczu Orest Lenczyk mocno krytykowany za ustawienie swojego zespołu.
W kolejnych meczach eliminacji do Ligi Mistrzów było jednak jeszcze gorzej, bowiem zespół WKS-u został rozgromiony przez szwedzki Helsingborgs IF. Do tego doszło wymęczone zwycięstwo z KS Polkowice w Pucharze Polski oraz wygrana w Superpucharze po rzutach karnych.
W sobotę piłkarze Śląska zainaugurowali rozgrywki T-Mobile Ekstraklasa. W meczu z Widzewem Łódź co prawda nie mogło zagrać sześciu zawieszonych zawodników zielono-biało-czerwonych, ale znowu nikt nie spodziewał się, że zespół z Wrocławia wyjdzie w ustawieniu z czterema obrońcami, trzema defensywnymi pomocnikami oraz Cetnarskim na skrzydle. - Przez pięć lat byłem środkowym pomocnikiem. To jest moja pozycja. Ciężko przestawić mi się na skrzydłowego, bo ma on całkowicie inne zadania - komentował "Cetnar". - Byłoby niezręcznie, gdybym narzekał na brak sześciu zawodników. Większość piłkarzy, którzy byli na boisku, ostatnio grała. Jak ktoś mniej występował, to miał szansę pokazać się z jak najlepszej strony - powiedział natomiast Orest Lenczyk.
W wyjściowym składzie zabrakło też Waldemara Soboty czy Amira Spahicia. Miejsce Bośniaka na lewej flance defensywy zajął Marek Wasiluk, który jest nominalnym stoperem. Po meczu Orest Lenczyk znów musiał się tłumaczyć ze swoich decyzji, chociaż teraz miał nieco ułatwione zadanie. Sobota dopiero wrócił bowiem ze zgrupowania reprezentacji Polski, a Spahić przebywał kilka dni w swoim kraju, bowiem zmarł mu ojciec. - Uznałem, ze Sobota przyda się w tym meczu natychmiast po przerwie. Mecz się tak układał, że zdecydowałem się jeszcze poczekać. Mogę teraz żałować - komentował Lenczyk decyzję o posadzeniu na ławce Soboty. Spahić natomiast na murawie pojawił się w ostatnich minutach, gdy wrocławianie chcieli doprowadzić do remisu. - Pamiętam Spahicia, który również jako boczny obrońca popisywał się rajdami po skrzydle. Wprawdzie miał bardzo mało czasu, ale uważałem, że jeszcze ruszy do przodu. Szukałem szansy - zaznaczył "Oro Profesoro". Decyzje taktyczne znów się nie udały, bowiem Śląsk przegrał 1:2.
W poprzednich sezonach Orest Lenczyk za swoje decyzje kadrowe był chwalony. Sam prosił dziennikarzy na konferencjach prasowych, aby nie używać sformułowań o "trenerskim nosie". Tym razem jest jednak inaczej. Szkoleniowiec WKS-u musi tłumaczyć się ze swoich decyzji, bowiem Śląsk gra słabo i to widać gołym okiem, a już w czwartek mistrzów Polski czeka potyczka z niemieckim Hannoverem 96.