Wojciech Stawowy: Jest dla kogo grać!

- Skłamałbym, gdybym powiedział, że na czuję dreszczyku emocji - mówi przed meczem 4. kolejki I ligi ze Stomilem Olsztyn trener Cracovii Wojciech Stawowy.

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Opiekun Pasów mówi o emocjach towarzyszących mu przy powrocie na stadion przy ul. Kałuży 1 po niespełna siedmiu latach przerwy. Po raz ostatni poprowadził Cracovię przed własną publicznością 4 grudnia 2005 roku w pamiętnym meczu we mgle z Koroną Kielce (2:3).

Oczywiście to [powrót na Kałuży 1] na mnie robi duże wrażenie - nie ukrywa Stawowy. - Nie może być inaczej, jeśli człowiek jest związany z klubem, przeszedł pewną drogę i pamięta obiekt Cracovii sprzed lat, a teraz przychodzi i widzi piękny stadion. Temu stadionowi towarzyszą emocje. Obiekt się zmienił pod względem wizualnym, ale dalej przyciąga. Tam jest taki duch, którego umie wyczuć każdy sympatyk Cracovii. To się na pewno nie zmieniło. Jest taka atmosfera stadionu, którą mogą znać tylko ci, którzy tam wiele rzeczy przeżyli. Osoby, które przychodzą tam po raz pierwszy podziwiają ten kameralny, fajny obiekt, natomiast ktoś związany z Cracovią czuje specyfikę tego miejsca. Jeśli jeszcze ktoś chce dobrze wypaść, chce żeby drużyna się podobała, żeby swoją grą i postawą przyciągała kibiców, to taki zdrowy dreszczyk emocji jest potrzebny. Mam go ja, mają i piłkarze, czy kibice, którzy przyjdą na ten mecz. Nikt nie przychodzi meczu tylko obejrzeć, każdy żyje tym spotkaniem i przeżywa to na swój sposób.
W minionym sezonie Pasy przegrały przed własną publicznością aż ośmiokrotnie. Krakowianie tłumaczyli wtedy, że gra na Kałuży 1 i presja z tym związana pęta im nogi. Za pierwszej kadencji Stawowego w Cracovii jej stadion był swoistą twierdzą. Pasy przez 3,5 roku pod jego wodzą przegrały u siebie tylko 5 z 54 spotkań!

- Nie jestem czarodziejem i nie wiem, jak będzie wyglądała kwestia ich przeżyć związanych z tym meczem, ale wiem jedno: drużyna Cracovii, którą prowadziłem wcześniej, bardzo się cieszyła z gry u siebie, bo praktycznie nie przegrywała na własnym stadionie. Oczywiście zdarzały się porażki, ale bardzo rzadko. Zawsze nasze boisko było naszym wielkim atutem, twierdzą, którą trudno było zdobyć - przypomina trener Cracovii i dodaje: - W okresie przygotowawczym dużo rozmawialiśmy z chłopakami na ten temat i myślę, że oni bardzo się cieszą, że zagrają na swoim stadionie. To są nowe nadzieje, bo choć mamy wielu zawodników, którzy w poprzednim sezonie byli w Cracovii, to jest zupełnie inny zespół, inaczej na pewne rzeczy chłopcy patrzą. Nie boję się absolutnie o to, że ktoś będzie miał spętane nogi będąc w wielkim stresie, że gra na swoim stadionie. Na tym obiekcie będą kibice, żony i dziewczyny piłkarzy, ich dzieci - naprawdę jest dla kogo grać! Żeby robić to dobrze, trzeba być wyluzowanym, pewnym siebie. Gdy ktoś jest spięty, to wiele rzeczy mu nie wychodzi, a ja bym nie chciał, żeby taka sytuacja miała miejsce.

Pojedynek ze Stomilem będzie dla Cracovii trzecim z serii pięciu, jakie rozegra w ciągu 15 dni, licząc od 18 sierpnia. - Mamy krótką przerwę między meczami, bo w środę graliśmy z Okocimskim, a już gramy ze Stomilem Olsztyn. Jak już jednak mówiłem, jesteśmy przygotowani do tego maratonu i skupiamy się na jak najlepszej regeneracji i na wybraniu optymalnej "11". To są dwa czynniki, od których zależy teraz dobra gra drużyny, a jeśli gra wygląda dobrze, to idą za nią również dobre wyniki, na których bardzo nam zależy. Musimy regularnie gromadzić punkty, aby realizować cel, jaki mamy przed sobą postawiony - mówi Stawowy, który z ewentualnym zmęczeniem zawodników nie zamierza walczyć dokonywaniem zmian w składzie.

Jeśli zespół będzie grał tak jak ja chcę, to na pewno nie będę robił zmian dopóki nie będę musiał. To znaczy, jeśli nie będą wynikały z kontuzji, z przemęczenia, z kartek. Jeśli w meczu będą mankamenty, coś mi się nie będzie podobało, to zmiany są rzeczą naturalną. Po to się ma zawodników w kadrze, żeby nimi rotować, jeśli jest taka potrzeba. Największą siłą drużyny jest jednak to, że ona w niezmienionym składzie walczy o punkty. Mnie często zarzucano, że bardzo mało rotuję, bardzo mało zmieniam, ale nie dokonuje się zmian w zespole, który dobrze funkcjonuje, bo można tylko coś popsuć. Jeśli kupujemy jakieś dobre auto z salonu i pierwszą rzeczą jaką robimy, jest otworzenie maski i grzebanie przy silniki, to idę o zakład, że coś by się popsuło. Natomiast gdy taki samochód jeździ, gdy dobrze się sprawuje, to trzeba tylko dolewać benzyny. A gdyby coś się zaczęło psuć to wtedy trzeba naprawiać, ale tylko w autoryzowanym serwisie. Tak samo jest z zespołem.

Szykuje się jednak na trzy zmiany w wyjściowym składzie Pasów w porównaniu z meczem z Okocimskim. Za czerwoną kartkę pauzować musi Bartłomiej Dudzic, a do składu po odcierpieniu dyskwalifikacji wraca Marcin Budziński. Z kolei od pierwszej minuty powinni zagrać Edgar Bernhardt i Łukasz Zejdler, którzy dali dobre zmiany z Okocimskim i zajmą miejsca Krzysztofa Danielewicza i Sebastiana Stebleckiego.

- "Dudu" jest w dobrej formie i strzela bramki. Na pewno martwi mnie zatem jego nieobecność, która wynika też z jego własnej winy. Nie wiemy jeszcze, jaka kara go spotka, ale jeśli pauza potrwa tylko dwa spotkanie, to będzie jego szczęście, bo teraz grając mecze co trzy dni, nie wypadłby z rytmu meczowego, bo pauzowałby tylko tydzień, a nie dwa - tłumaczy Stawowy.
Marcin Budziński i Wojciech Stawowy Marcin Budziński i Wojciech Stawowy
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×