Dawid Plizga: Zabrakło nam pazerności

Jagiellończycy odczuwają duży niedosyt po zremisowanym spotkaniu z Górnikiem Zabrze. Zdaniem Dawida Plizgi, pomocnika białostockiego teamu, zabrakło im precyzji i pazerności na gole.

Remis 1:1 to wynik, jakim zakończyło się piątkowe spotkanie Jagiellonii Białystok i Górnika Zabrze. Po meczu więcej pretensji mogli mieć do siebie gospodarze. To oni grali przez prawie połowę potyczki z przewagą jednego piłkarza, a mimo to zdołali jedynie wyrównać stan konfrontacji z zabrzańską ekipą.

- Myślę, że do momentu straty przez nas bramki Górnik był drużyną trochę lepszą - przyznał dość krytycznie Dawid Plizga, reprezentant żółto-czerwonych. - Później, gdy graliśmy z przewagą jednego zawodnika, to my byliśmy zespołem atakującym, posiadaliśmy przewagę. Zdobyliśmy bramkę wyrównującą i myślę, że kwestią czasu było strzelenie drugiej. Jednak niepotrzebnie cofnęliśmy się po czerwonej kartce Rafała Grzyba, przestaliśmy tak naprawdę grać w piłkę - nie mógł odżałować straconej szansy na zwycięstwo i zatrzymanie trzech punktów w stolicy Podlasia.

Jagiellończycy nie ukrywali, iż liczyli na drugi z rzędu komplet oczek. Wszak okoliczności spotkań pierwszej i drugiej kolejki ligowej były stosunkowo podobne. Także i tym razem, na wzór potyczki z Podbeskidziem Bielsko-Biała, białostoczanie jako pierwsi stracili bramkę i musieli gonić swoich rywali. Zabrakło jednak kropki nad i. - Odczuwamy duży niedosyt. Mieliśmy w pewnym momencie naprawdę sporą przewagę. Żałujemy, że nie udokumentowaliśmy tego dwoma golami - nie ukrywał Plizga. - Na skuteczność tym razem bym nie narzekał, nie mieliśmy aż tylu sytuacji do wykorzystania. Brakło tego ostatniego podania, precyzji przy dośrodkowaniach i swego rodzaju pazerności na strzelenie bramki - próbował szukać wytłumaczenia dla wyniku piątkowej konfrontacji na stadionie przy ul. Słonecznej w Białymstoku.

W meczu z zabrzanami Dawida Plizga wystąpił na dość nietypowej dla siebie pozycji. Nominalny pomocnik został przez szkoleniowca Jagi, Tomasza Hajtę, przesunięty do przodu. Wynikało to przede wszystkim z braku zawieszonego na dwa spotkania za uderzenie przeciwnika Tomasza Frankowskiego, a także kontuzjowanego wciąż Tomasza Zahorskiego. Jak piłkarz czuł się w tej roli? - Ciężko powiedzieć. Akurat w tym meczu tak wyszło, w innym może być inaczej. Może gdybym otrzymywał więcej piłek, inaczej by to wyglądało. Na pewno łatwiej gra się przodem do bramki. Szkoda, że nie było więcej okazji, by grać z obrońcami jeden na jeden - ocenił swój udział w pojedynku.

Komentarze (0)