Już dawno w Zawiszy nie było takiego snajpera. Bydgoski klub od kilkunastu miesięcy borykał się z brakiem dobrych napastników, a ostatnim graczem, który przekroczył liczbę dziesięciu bramek był w sezonie 2010/2011 Wojciech Okińczyc. Jego akurat w składzie nie widział były trener Janusz Kubot. Teraz Okińczyc seryjnie zdobywa bramki dla III-ligowej Lechii Zielona Góra, a wspomnianego szkoleniowca nie ma już w mieście nad Brdą.
Na szczęście w Bydgoszczy pojawił się Paweł Abbott. Niedoceniany przed sezonem napastnik wypożyczony z Ruchu Chorzów już pięć razy trafił do siatki rywali. - Na pewno rozgrywek I ligi nie można porównywać do T-Mobile Ekstraklasy - ocenia Abbott. - Tutaj liczy się przede wszystkim wybieganie i dobra sprawność fizyczna. Mi to jednak kompletnie nie przeszkadza.
Abbot strzelił po jednej bramce w Nowym Sączu oraz dwukrotnie w Legnicy. W sobotę też dwa razy pokonał bramkarza Okocimskiego Brzesko. Ostatni triumf rodził się jednak w bólach. - Tak będzie wyglądało każde nasze następne spotkanie. Nasi rywale w pojedynkach z Zawiszą zazwyczaj ustawiają się defensywnie. Gdybyśmy dwa tygodnie temu w potyczce przeciwko GKS Tychy również strzelili bramkę w pierwszej części, trzy punkty zostałby w Bydgoszczy - dodał Abbott.
- Musimy być cierpliwi i czekać na to, co zrobią rywale. My tak naprawdę zaczynamy swoją grę od drugiej połowy, gdyż wówczas z przeciwników opada powietrze - ocenia napastnik. W spotkaniu przeciwko beniaminkowi z Brzeska udało się też wreszcie wykorzystać rzut karny. We wcześniejszych spotkaniach niebiesko-czarni zmarnowali aż trzy jedenastki. - Zawsze chciałem strzelać karne. Kiedyś oddałem piłkę koledze, ale teraz będzie o nią walkę, bo każdy będzie chciał mi ją wyrwać.
W zeszłym sezonie Adrian Błąd strzelił 13!!!