Nieszczęście miejscowej drużyny rozpoczęło się już przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Na przedmeczowej rozgrzewce kontuzji kolana nabawił się Arkadiusz Aleksander i najlepszy strzelec sądeckiej drużyny w ostatnich latach, nie mógł wystąpić w tym meczu. Jego miejsce w składzie zajął Adrian Świątek, który zadebiutował przed miejscową publicznością tydzień temu strzelając bramkę. Nie mniej jednak, mimo iż kapitan Sandecji nie zdobył jeszcze gola w tym sezonie, jest on bez wątpienia najgroźniejszą bronią nowosądeckiej ofensywy. Dlatego brak tego napastnika bez wątpienia osłabił ekipę z Nowego Sącza.
Pojedynek przyjaźni, jak nazwali to wydarzenie kibice, rozpoczął się znacznie lepiej dla nowosądeczan. Już w siódmej minucie Maciej Mańka faulował w polu karnym Adriana Świątka, po czym sędzia wskazał na rzut karny. Do wykonania tego stałego fragmentu podszedł Filip Burkhardt i pewnym uderzeniem w lewy róg nie dał szans bramkarzowi. Paradoksalnie szybkie zdobycie bramki nie zapewniło gospodarzem wiatru w żagle, gdyż pomimo przewagi nie prezentowali się oni wyraźnie lepiej od ligowego beniaminka.
Zespół przyjezdny wykazywał ogromną wolę walki, a także z czasem zyskiwał coraz więcej swobody na placu gry. Dało to efekt niespełna kwadrans przed zakończeniem pierwszej połowy. Wtedy do wykonania rzutu wolnego podszedł Piotr Rocki, sprytnie zagrał piłkę przed bramkę rywala, a tam w doskonałej okazji znalazł się Łukasz Kopczyk i bezbłędnie ją wykorzystał. W ten właśnie sposób zespół gości doprowadził do wyrównania. Kilkanaście minut później podopieczni Piotra Mandrysza cieszyli się już z drugiego gola. Mateusz Kupczak sprzed pola karnego zagrał piłkę po ziemi między zdezorientowanych defensorów Sandecji, a tam świetnie odnalazł się kapitan GKS Tychy. Będąc około siedem metrów od linii bramkowej Łukasz Kopczyk uderzył mocno i zapewnił prowadzenie swojej ekipie.
Po zmianie stron trener Jarosław Araszkiewicz szukał ratunku w przeprowadzeniu podwójnej zmiany, kiedy to za Pawła Leśniaka wszedł Wojciech Mróz, a Petra Petrana zmienił Yuriy Zinyak. Dziesięć minut później boisko opuścił również Bartosz Szeliga, którego miejsce zajął Piotr Kosiorowski, więc na początku drugiej połowy szkoleniowiec gospodarzy postawił wszystko na jedną kartę. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż postawa Sandecji w ofensywie przypominała przysłowiowe bicie głową w mur. Zamknięcie tyszan na ich własnej połowie nie przyniosło żadnego efektu, ponieważ nowosądeczanom brakowało wykończenia akcji.
Bardzo dobrą decyzja okazało się desygnowanie do gry Piotra Kosiorowskiego, który walczył o piłkę niemal w każdej strefie boiska. Nie cieszący się uznaniem szkoleniowca pomocnik ożywił poczynania swojej drużyny, aczkolwiek brakowało mu wsparcia, aby udało się zakończyć ten mecz zwycięstwem. Jedyne na co było stać piłkarzy z Nowego Sącza, to sporo niecelnych strzałów z dystansu, a także nieudanych dośrodkowań ze skrzydeł. Brakowało pomysłu, odpowiedniego rozegrania i dało się zauważyć, że nowosądeczanom w końcówce brakowało wiary w osiągnięcie w tym meczu korzystnego rezultatu. Spotkanie zakończyło się zatem zasłużonym wywalczeniem kompletu punktów przez GKS Tychy, natomiast Sandecja po raz trzeci w tym sezonie musiała przełknąć gorycz porażki na własnym stadionie.
Wypowiedzi trenerów po meczu:
Piotr Mandrysz (GKS Tychy): Mecz rozpoczął się dla nas wręcz fatalnie, bo przypadkowy kontakt mojego zawodnika z piłkarzem gospodarzy, zakończył się rzutem karnym. Myślę, że dzisiaj było widać u moich chłopaków chęć wywalczenia trzech punktów. Staraliśmy się grać cały czas do przodu i stwarzaliśmy sobie sytuacje. Dwie z nich wykorzystaliśmy, co pozwoliło nam prowadzić już do przerwy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przeciwnik nie mając nic do stracenia ruszy do ataku. My mieliśmy jednak swoje okazje, bo np. Mateusz Bukowiec taką szansę jaką miał, na treningu wykorzystałby pewnie z zimną krwią.
Janusz Świerad (II trener Sandecji Nowy Sącz): Pierwsza połowa była bardzo zła w naszym wykonaniu, nie da się przecież tego ukryć. Mimo tego, że dobrze zaczęliśmy ten mecz, to w późniejszych minutach w nasze szeregi wkradło się zbyt duże rozluźnienie. W drugiej części były momenty lepszej gry, ale w naszych poczynaniach było widać sporo niedokładności. W końcówce remis mógł nam uratować Mateusz Kowalski, niestety nie udało mu się zdobyć bramki w dogodnej sytuacji. Taka jest piłka nożna, ale nie załamujemy się i gramy dalej o ligowe punkty w każdym następnym spotkaniu.
Sandecja Nowy Sącz - GKS Tychy 1:2 (1:2)
0:1 - Filip Burkhardt (k.) 7'
1:1 - Łukasz Kopczyk 31'
1:2 - Łukasz Kopczyk 44'
Składy:
Sandecja Nowy Sącz: Marcin Cabaj - Marcin Makuch, Kamil Szymura, Mateusz Kowalski, Wojciech Wilczyński, Bartosz Szeliga (55' Piotr Kosiorowski), Paweł Leśniak (46' Wojciech Mróz), Peter Petran (46' Yuriy Zinyak), Filip Burkhardt, Bartosz Wiśniewski, Adrian Świątek.
GKS Tychy: Piotr Misztal - Adrian Chomiuk, Maciej Mańka, Tomasz Balul, Łukasz Kopczyk, Mateusz Mączyński, Mateusz Kupczak, Bartłomiej Babiarz, Mateusz Bukowiec (83' Dawid Jarka), Piotr Rocki (60' Jakub Bąk), Marcin Folc (65' Mateusz Wawoczny).
Żółte kartki: Marcin Makuch, Filip Burkhardt, Bartosz Szeliga, Mateusz Kowalski, Piotr Kosiorowski (Sandecja) oraz Maciej Mańka, Mateusz Bukowiec, Mateusz Mączyński (GKS T.).
Sędzia: Piotr Wasielewski (Kalisz).
Widzów: 2500.