Kapitan Bogdanki: Nie ma co świętować

Łęczyńska drużyna powoli zapomina o kiepskim początku sezonu. W trzech ostatnich meczach zgromadziła siedem punktów, które pozwoliły jej opuścić strefę spadkową.

W bieżących rozgrywkach Bogdanka jest mistrzem w ekspresowym strzelaniu goli. Tym razem pokonała bramkarza rywali już w 5. minucie i wkrótce podwyższyła na 2:0. Jeszcze przed upływem dwóch kwadransów gospodarze egzekwowali rzut karny, którego jednak nie wykorzystali. - Nie strzeliłem karnego i chyba już na dobre się wyleczyłem z wykonywania ich. Pora komuś innemu to zostawić. Ja w ostatnim sezonie strzelałem dobrze, a dwóch ostatnich nie wykorzystałem. Nie trafiłem w światło bramki i przeze mnie zaczęła się nerwówka - samokrytycznie ocenia Veljko Nikitović.

Jeszcze przed przerwą Dolcan Ząbki zdobył kontaktowego gola, a po przerwie niemal nie ustawał w atakach. Gospodarze interweniowali w defensywnie niezbyt pewnie, za to skutecznie i utrzymali korzystny wynik. - W II połowie opadliśmy z sił i oddaliśmy trochę pola rywalom. Chodzi o to, żebyśmy punktowali. Drużyna musi się zgrać, jest trochę niedociągnięć. Ważne, że po trzech porażkach zaczęliśmy punktować i to się liczy. Nie ma za bardzo co świętować. Trzeba przygotować się na ŁKS, pojechać do Łodzi i tam wygrać. To jest teren, skąd większość drużyn wywozi punkty i my musimy postarać się, żeby tak samo było w naszym przypadku - ocenia kapitan łęczyńskiego zespołu.

Na pierwszy plan podczas sobotniego meczu wybijał się arbiter. Na jego kontrowersyjne decyzje żywiołowo reagowali nie tylko kibice, ale i przedstawiciele obu drużyn, co negatywnie oddziaływało na płynność gry. - Nie o to chodzi, żeby arbiter był głównym bohaterem spotkania. Po meczu pogadałem z sędzią i on powiedział, że nie uspokoił tego od pierwszego momentu i dlatego właśnie wkradła się taka nerwowość. Dostarczyliśmy emocji chyba na trzy mecze, ale to przeze mnie. Gdybym strzelił na 3:0 to zupełnie inaczej by się grało - wyjaśnia 32-letni Serb.

Komentarze (0)