Podopieczni Dominika Nowaka w środowym meczu długo mieli "pod górkę". Pechowo zmarnowane sytuacje podbramkowe, kontrowersyjne decyzje arbitra i wreszcie stracona bramka - to pasmo nieszczęść, które długo skutkowało prowadzeniem GKS-u. Wydawało się, że Flota jest o krok od sensacyjnej straty punktów.
- Przyczyną takiego obrazu meczu była także postawa rywala, który szczególnie w pierwszej połowie postawił trudne warunki. GKS grał mądrze i tym bardziej po zdobyciu gola mógł się nastawić na kontrataki. Nasz plan zakładał za to grę ofensywną i szkoda, że już na początku nie wykorzystaliśmy choć jednej sytuacji na gola, który ustawiłby mecz. Stało się inaczej i musieliśmy do końca walczyć o zwycięstwo - przyznał Patryk Fryc.
Świnoujścianie po przerwie uparcie poszukiwali wyrównania i dopięli swego dzięki strzałowi Sebastiana Olszara w 70. minucie. Kwadrans przed upływem regulaminowego czasu gry na prowadzenie wyprowadził ich Patryk Fryc.
- Założenia na drugą połowę nie zmieniły się, natomiast wreszcie udało się sforsować defensywę katowiczan. Progres w grze do przodu jest zauważalny. Cały czas pracujemy nad atakiem, a trener w kółko powtarza nam: żebyśmy grali ofensywnie. Po skutecznym odwróceniu losów tak trudnego meczu można być tylko zadowolonym - mówił skrzydłowy.
Młodzieżowiec po ostatnim gwizdku promieniał radością. Uderzenie z 75. minuty było przełomowe dla jego przygody z piłką. - W seniorskim futbolu to moja pierwsza bramka, stąd tak wielka radość. Udało się wejść z ławki rezerwowych i pomóc drużynie - radował się Fryc, który po ostatnim gwizdku nie chciał komentować wcześniejszych decyzji arbitra.
- Nasza passa zwycięstw trwa i oby tak pozostało jak najdłużej. Przed nami podróż do Olsztyna i także stamtąd zamierzamy przywieźć komplet punktów - zapowiedział zawodnik lidera pierwszoligowej tabeli.