W meczu 8. kolejki I ligi drużyna Tomasza Asensky'ego nie pozwoliła Cracovii na zbyt wiele. Grudziądzanie stosunkowo szybko objęli dwubramkowe prowadzenie, którego nie oddali już do końca, nie dopuszczając praktycznie rywali do sytuacji bramkowych.
- To nasze zasłużone zwycięstwo. Taki mieliśmy plan, żeby pozornie dać Cracovii rozgrywać piłkę, bo wiadomo, że to drużyna, która lubi tę "krakowskę grę". Nastawiliśmy się na to, by w odpowiednim momencie agresywnie podejść do przeciwnika, zabrać mu piłkę i szybko skontrować. Fajnie, że udało się to już w pierwszym fragmencie gry, dzięki czemu niejako ustawiliśmy ten pojedynek. Mocno pracowaliśmy defensywie, przewaga w posiadaniu piłki na pewno była po stronie Cracovii, ale nas to nie interesowało, bo interesowało nas tylko zwycięstwo - mówi Kłus.
Interesującym obrazkiem podczas meczu Olimpii z Cracovią był pressing zakładany przez gospodarzy już przy wznowieniu przez Pasy gry z "piątki". - Nie mogliśmy dać Cracovii dobrze zacząć, bo łatwiej odebrać piłkę albo utrudnić rozegranie przy stałym fragmencie, niż później przesuwać, kiedy Pasy wymieniałyby podania. Cracovia trochę przy tym zwariowała i dużo piłek grała w aut albo my zbieraliśmy je w górze - komentuje Kłus.
- Mój gol dał nam przewagę psychologiczną. Zdobyliśmy go właśnie, dzięki wysokim "spressowaniem" rywala. To mój pierwszy gol w pierwszej drużynie Olimpii, bo wcześniej strzelałem tylko w rezerwach. Jak smakuje? Fajna sprawa - mówi Maciej Rogalski i dodaje: - Cracovia może dłużej utrzymywała się przy piłce, ale sami jej na to pozwalaliśmy i nic jej to nie dawało. Jeśli będziemy grać tak samo konsekwentnie w Legnicy, to jest spokojny o to, że w końcu przywieziemy coś z wyjazdów.
Olimpia była bardzo groźna przy stałych fragmentach gry wykonywanych głównie przez Mariusza Kryszaka. - Zdawaliśmy sobie z klasy przeciwnika. Naszym założeniem było przechwycenie piłki w środku pola i wyjście z szybką kontrą. Udało się to kilkukrotnie. Cieszę się, że te rzuty wolne i rożne nam wychodzą. Można powiedzieć, że to nasza silna broń, bo tak zdobywamy wiele bramek - mówi Kryszak.
Tuż przed spotkaniem nad Grudziądzem przeszła intensywna ulewa, przez którą boisko Olimpii było mocno nasiąknięte wodą. Mimo to większość gości zdecydowała się na grę w "lankach", przez co po prostu ślizgali się na murawie. - Obuwie tu chyba nie miało większego znaczenia - odpowiada Kłus. - Cracovia w tych warunkach chciała grać swoją piłkę, bo może inaczej nie potrafi? Zostali za to skarceni, bo szybki odbiór po zorganizowanym pressingu dawał nam szanse w ofensywie. Nie dawaliśmy się im rozhulać.
- Nam warunki nie przeszkadzały. Byliśmy przygotowani na wojnę i te warunki nam do tego spasowały. Przy agresywnej grze takie boisko było naszym sprzymierzeńcem
- dorzuca Rogalski.
Jak Kłus jako eks-pasiak (grał w Cracovii 2007-2010) patrzy na to, co dzieje się teraz w klubie z ul. Kałuży 1? - Szanse na awans owszem są, ale jest kwestia, czy w I lidze da się grać tak, jak chce Cracovia. Teraz boiska jeszcze są w porządku, ale późną jesienią takie rozgrywanie piłki może przynieść kolejne straty. Obserwowałem losy Cracovii. Myślę, że problem jest głębszy. Kiedy ja odchodziłem, winę za wszystko zwalano na zawodników, na tę "starą Cracovię". Uważam jednak, że w tamtym zespole był fajny duch. Ci zawodnicy odeszli, przyszli "najemnicy" z zagranicy za wielkie pieniądze, a Cracovia spadła. Teraz zobaczymy czy oni będą chcieli umierać za Cracovię...