Kaniecki: Wcześniej fala mnie zniosła, teraz wyprowadziła na powierzchnię

Kariera Bartosza Kanieckiego przebiega w bardzo dziwny sposób. W meczu z Lechem Poznań bramkarz Lechii Gdańsk wyszedł na boisko pierwszy raz od 16 miesięcy i zachował czyste konto.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Bartosz Kaniecki zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej w zespole Widzewa Łódź. Pod koniec 2010 roku został nawet powołany do reprezentacji Polski, jednak przez ostatnich 16 miesięcy najpierw stracił miejsce w składzie łódzkiego klubu, a po przejściu do Lechii Gdańsk został wypożyczony do drugoligowego Bałtyku Gdynia. Z tą drużyną spadł do trzeciej ligi. Wydawało się, że rozwiąże kontrakt z Lechią, jednak po odejściu Wojciecha Pawłowskiego i kontuzji Sebastiana Małkowskiego powrócił do łask. Najpierw grał w trzecioligowych rezerwach i w Młodej Ekstraklasie, jednak tam pokazał się z dobrej strony i w niedzielę po szesnastu miesiącach wreszcie zagrał na najwyższym szczeblu.

Nie ma się więc co dziwić, że Kaniecki jest zadowolony z tego, że wreszcie otrzymał szansę. - Czekałem długo, bo ponad rok. Przyszedł jednak czas, kiedy wyszedłem na boisko i udało się wygrać 2:0. Czyste konto z tyłu naprawdę cieszy. Mój tata mówił mi, że trzeba się poddać fali, a ja w końcu jestem nad Bałtykiem. Wcześniej fala mnie zniosła, teraz wyprowadziła na powierzchnię. Grałem ostatnio w III lidze i w Młodej Ekstraklasie, jednak nie traktowałem tego jako zsyłkę. Od dawna nie zagrałem dobrego meczu, a tam udało mi się zagrać parę fajnych spotkań. Musiałem dojść do formy i to się udało. Teraz jest zwieńczenie - mówił zadowolony piłkarz po meczu z Lechem Poznań.

Dla zawodnika, który zasmakował gry na najwyższym poziomie, miesiące gry w niższych ligach z pewnością nie były szczytem marzeń. Mimo to się nie poddawał. - Motywacja musi być zawsze. Może w ostatnim czasie była mniejsza, ale jak już jestem pełnoprawnym zawodnikiem tej drużyny, to na pewno jest już wielka. Dla takiego meczu, stadionu i kibiców warto grać i wygrywać - powiedział Bartosz Kaniecki który liczy na grę w kolejnych spotkaniach. - Jestem trochę przesądny. Teraz jak wszedłem do bramki i jest zero z tyłu, to będzie jeszcze lepiej - powiedział z optymizmem w głosie.

Lechia z Lechem nie straciła gola, jednak sam Kaniecki miał mało szans na to, aby się wykazać. - Większość roboty robili obrońcy. Cały zespół spisał się na medal, dlatego zwyciężyliśmy. Z tyłu zrobił się taki trójkąt widzewski, bo z tego klubu przyszedłem ja, Jarek Bieniuk i Sebastian Madera. Znamy się nie od dziś, fajnie się ze sobą gra i cieszy, że nam wyszło - zauważył.

Kiedy bramkarz dowiedział się o tym, że może wyjść w podstawowym składzie? - Słyszałem że mogę zagrać, ale bez konkretów. O moim występie dowiedziałem się w środku tygodnia i na odprawie trener to potwierdził. Miałem stres przed meczem, a żołądek się skurczył. Wyszedłem jednak na rozgrzewkę, poczułem atmosferę stadionu i emocje opadły. Musiałem się skoncentrować - zobrazował zawodnik, przed którym dwa mecze w Białymstoku. - Teraz czekają nas dwa mecze wyjazdowe w Białymstoku z Jagiellonią i nic nie stoi na przeszkodzie, aby pojechać tam i najpierw przejść do kolejnej rundy Pucharu Polski, a później zdobyć trzy punkty - zakończył z pozytywnie nastawiony Bartosz Kaniecki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×