Z bagażem czterech bramek i bez punktów z Zabrza wyjeżdżała drużyna Śląska Wrocław. Górnik zwłaszcza w drugiej połowie zdominował podopiecznych Stanislava Levy'ego, zwyciężając w pełni zasłużenie. - Przegraliśmy ważny dla nas mecz i to boli, ale myślę, że każdy z nas wolałby raz przegrać 1:4, niż cztery razy przegrać 0:1. Musimy z tej klęski wyciągnąć wnioski, to nie pójdzie ona na marne - mówi Piotr Ćwielong, pomocnik wrocławskiej drużyny.
Bramka zawodnika Śląska otworzyła wynik meczu. Wrocławianie nie byli jednak w stanie dowieźć prowadzenia nawet do przerwy. - Przydarzył nam się głupi błąd, po którym straciliśmy bramkę na 1:1. Od tego momentu było już tylko gorzej. Szybko stracona po przerwie bramka także zrobiła swoje. Musieliśmy się otworzyć, a Górnik mógł swobodnie kontrować i strzelać kolejne bramki. Im bliżej było końca, tym mniej mieliśmy na boisku do powiedzenia - przyznaje gracz drużyny ze stolicy Dolnego Śląska.
Przed pojedynkiem przy Roosevelta szkoleniowiec WKS-u, Stanislav Levy zapowiadał, że jego zespół pokaże w Zabrzu odwagę, agresję i ofensywną piłkę. Wszystkiego tego jednak Śląskowi w tym spotkaniu zabrakło. - Każdy z nas dał z siebie w tym meczu wszystko. Czasem tak jednak jest, że grając dobre zawody można tracić seryjnie bramki czy to po dobrych akcjach rywala, czy po błędach indywidualnych. Z przebiegu gry nie zasługiwaliśmy na porażkę, ale w przeciwieństwie do Górnika nie strzelaliśmy bramek - analizuje "Pepe".
Ćwielong nie miał w Zabrzu łatwego życia. Ilekroć był przy piłce fani Trójkolorowych dawali wypominali mu przeszłość w Ruchu Chorzów. - Kiedy słyszę na trybunach "śmierdziel, śmierdziel", to szczerze się z tego śmieję. Widać, że kibice Górnika mają jakiś kompleks Ruchu. Normalni kibice tak się nie zachowują. Fani w Chorzowie znają swoją wartość i nikt nikogo nie rozlicza z tego, gdzie grał w przeszłości. W Zabrzu reakcja na byłych graczy Ruchu zawsze była taka, a nie inna. Jakiś uraz psychiczny w tym wszystkim musi być - przekonuje były gracz klubu z Cichej.
Charakterny zawodnik nie ukrywał, że bramka strzelona w Zabrzu smakuje szczególnie. - Nie da się ukryć, że takie trafienie ma szczególną wartość, zwłaszcza wtedy, kiedy zawodnik tak jak ja utożsamia się z drużyną największego rywala. Kibice fajnie mnie "przywitali", więc umówmy się, że to trafienie było "przywitaniem" z mojej strony - uśmiecha się zawodnik mistrza Polski.
- Czeka nas teraz mecz z rewelacyjną Polonią Warszawa. Nie będzie to dla nas łatwa przeprawa, ale gramy na własnym stadionie i to jest dla nas ważnym atutem. Zrobimy wszystko, żeby wygrać to spotkanie, bo wiemy, że strata punktów znacznie oddali nas od czołówki, a przecież jesteśmy mistrzem Polski, który chce ten tytuł obronić - zapowiada gracz drużyny z Alei Śląska.