Marcin Ziach: Wisła Kraków fatalnie rozpoczęła sezon. Siedem punktów po sześciu kolejkach nikogo przy Reymonta nie zadowala.
Arkadiusz Głowacki
: Z kolejki na kolejkę obiecujemy poprawę, ale ten sezon cały czas jest dla nas taki sam. Nasza gra wygląda średnio. Nie zdobywamy bramek, ale je tracimy. Możemy na dobrą metę przyczepić się do każdego elementu naszego piłkarskiego abecadła. Nie jest dobrze i nie da się tego ukryć.
Działacze nie próbują zastosować terapii wstrząsowej?
- Nie, bo to dla nas wszystkich trudne momenty. Odbyliśmy w ostatnich dniach wiele trudnych rozmów. Wyraz swojej dezaprobaty dla naszej postawy dali też w Gliwicach nasi kibice i było to zachowanie jak najbardziej uzasadnione. Jesteśmy w takim momencie, w którym odechciewa się wszystkiego. Piłka jednak nie składa się tylko z samych zwycięstw. Trzeba umieć przegrać. Podnieść się i walczyć.
Co kibice wam zarzucili?
- Można się łatwo tego domyślić. Nie będę tego komentował, bo takie rozmowy powinny zostać między nami a kibicami. Nietrudno jednak przyznać, że nie było to dla nas nic przyjemnego, ale po prostu nie mieli prawa zareagować inaczej.
Biała Gwiazda to w dalszym ciągu elita polskiego futbolu czy ostatnie zmiany sprawiły, że staliście się ligowym średniakiem?
- Faworytem na pewno nie jesteśmy. Nie byliśmy nim zresztą przed sezonem. W ostatnich tygodniach sytuacja mocno się zagmatwała i powinniśmy patrzeć nie na miejsce na podium, w najbliższą przyszłość, bo ona pokaże co nas czeka dalej.
Słabe wyniki nie przyciągną kibiców na Reymonta.
- Nie spodziewałem się, że nasza sytuacja może być tak trudna. Po ostatnich meczach trudno było zasnąć. Musimy jednak w końcu podnieść głowy do góry i ruszyć do walki.
W Krakowie występuje pan od lat. To najtrudniejszy etap pana przygody z Wisłą?
- Zdarzały się już takie chwile, kiedy w klubie było nieprzyjemnie. Zawsze jednak udawało nam się z tego wychodzić z twarzą. Mam nadzieję, że historia się powtórzy.
Wiśle brakuje zawodników doświadczonych. Ciężar "trzymania" atmosfery w szatni spada na pana i kilku starszych kolegów.
- Dobrze wiedzieliśmy, jakie będą realia tego sezonu i że po cięciach wielu zawodników z klubem się tego lata pożegnało. Nie idzie nam, ale na pewno nie brakuje nam ambicji. Nie wyobrażam sobie, żeby którykolwiek z zawodników naszej drużyny lubił przegrywać. To byłoby w ogóle nienormalne dla sportowca. Czegoś nam brakuje. Na tę chwilę jesteśmy na takim poziomie, a nie innym. To jest bardzo bolesne także dla nas.
Przed wami ligowy szlagier z Legią Warszawa. Spotkanie dla Wisły najbardziej prestiżowe, w którym presja potrafi pętać nogi.
- Zagramy z Legią z nożem na gardle i chyba wszyscy mamy świadomość, jak ważne jest dla nas to spotkanie. Zagramy o prestiż, ale też o punkty, które są nam bardzo potrzebne. Od wyniku w tym meczu będzie też zależała nasza pewność siebie, która ostatnimi czasy była nadszarpnięta.
Nie brakuje opinii, że dzisiejsza Legia, to Danijel Ljuboja i dziesięciu statystów.
- Nie zgadzam się z tymi głosami. Legia to moim zdaniem najsilniejsza obecnie polska drużyna. Tak się złożyło, że w trudnym dla nas momencie musimy jechać do Warszawy i stawić czoła wymagającemu zadaniu. Wierzymy, że będziemy w stanie się z tego marazmu wybić.
Jak w odniesieniu do ostatnich spotkań musi zagrać w Warszawie Wisła, by móc liczyć na zwycięstwo nad Legią?
- Musimy zagrać o dwa, jeśli nie o trzy nieba lepiej. Innymi słowy, musimy być lepsi w każdym elemencie gry, bo w ostatnich kolejkach to Legia była drużyną od nas lepszą.
Po ligowym szlagierze przy Łazienkowskiej czeka was przerwa reprezentacyjna. Taki obrót sprawy może wam pomóc.
- Można na to różnie patrzeć. Kiedy nie idzie, jedni wolą grać mecz za meczem i tak szukać przełamania. Inni z kolei taką przerwę wykorzystują na to, żeby się wyciszyć i pewne sprawy poukładać. Obecnie całą swoją uwagę poświęcamy meczowi z Legią. Jeżeli w Warszawie nie wygramy, to najbliższe dni nie będą dla nas miłe.