32-letni Serb dał Bogdance prowadzenie już 3. minucie. Zagrał on z rzutu wolnego, Mateusz Pielach zaabsorbował uwagę Marcina Zarychty i po chwili golkiper musiał sięgnąć do siatki. - To było dośrodkowanie, ale takie bardzo dobre i wpadło do bramki - śmieje się Veljko Nikitović. - Szczerze powiedziawszy w pierwszym momencie w ogóle nie wiedziałem czy wpadło. Jak publiczność ryknęła, to już byłem przekonany, że wpadło - dodaje.
Później Bogdanka nie miała już zbyt wielu okazji, by ponownie pokonać Zarychtę. Dwukrotnie groźnie strzelał nie kto inny, jak Nikitović. Po jego uderzeniu z dystansu piłka trafiła w poprzeczkę. - Pokazałem, że trzeba uderzać. Brakowało nam Tomka Pesira, bo to jest zawodnik, który trochę poprzestawia obrońców, wygra dużo drugich piłek. Sebastian i Maciej byli ustawieni praktycznie w jednej linii i niemal każdą odbitą piłkę zespół ze Stróż przejmował i ruszał z akcją - wyjaśnia kapitan zielono-czarnych.
Niewiele zabrakło, a Kolejarz Stróże wyrównałby w 64. minucie. Sergiusz Prusak przewrócił w polu karnym Macieja Kowalczyka. Najlepszy strzelec I ligi nie potrafił jednak pokonać 33-letniego golkipera. - Poszedł troszeczkę "na dzika". Nie musiał tam iść. Sprowokował karnego i obronił. Nieważne jest upaść, ważne jest wstać - przyznaje Nikitović.
Kapitan Bogdanki: To było dośrodkowanie
Veljko Nikitović poprowadził zielono-czarnych do zwycięstwa nad Kolejarzem Stróże. W sobotnie popołudnie był przykładem do naśladowania dla kolegów.