Kwestia honoru i dobrego wrażenia, czyli kto czeka na dymisję Kasperczyka
Już przed meczem z Górnikiem w Bielsku-Białej przewidywano, iż w wypadku porażki trener Podbeskidzia poda się do dymisji. Tymczasem szkoleniowiec uparcie stoi przy swoim.
U progu 2010 roku rozpoczęła się trwająca do dzisiaj przygoda Roberta Kasperczyka z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Szkoleniowiec wciąż pozostaje najdłużej pracującym w jednym klubie trenerem drużyny w T-Mobile Ekstraklasie, wyprzedzając Adama Nawałkę, czyli trenera niedawnego rywala bielszczan w lidze. Przygoda Kasperczyka z Podbeskidziem i ekstraklasą może jednak wkrótce osiągnąć kres...
Kasperczyk przychodził do Bielska-Białej jako w gruncie rzeczy trener anonimowy, bez większych sukcesów indywidualnych. I od razu został rzucony na głęboką wodę, bowiem miał za zadanie utrzymać Górali w I lidze. W trudnym sezonie wykrzesał z zawodników tyle sił, ile było potrzeba, i zapewnił drużynie pierwszoligowy byt. Od tamtego okresu zaczęły się obfite lata dla bielszczan, a i dla samego szkoleniowca, który w Bielsku-Białej stał się postacią numer 1., najlepszym trenerem, twórcą sukcesów i osobą, bez której nikt nie wyobrażał sobie Podbeskidzia. A co jeszcze ważniejsze, ze zdaniem trenera każdy się liczył i miał on ogromny wpływ na cały klub.
W kolejnych dwóch latach prowadzona przez Kasperczyka drużyna Podbeskidzia Bielsko-Biała osiągnęła historyczny sukces - awans do ekstraklasy. W pierwszym sezonie popularni Górale zaprezentowali się nadzwyczaj dobrze. Sprawiali niespodzianki, wygrywali z najlepszymi, a na siedem kolejek przed końcem rozgrywek zapewnili sobie utrzymanie w lidze na kolejny sezon.
Nie trudno było wskazać ojca sukcesu. Wszyscy wskazywali palcami na Kasperczyka, który z przeciętnej drużyny, patrząc po metryczkach zawodników, potrafił stworzyć dobrze rozumiejący się kolektyw. Wcześniejsze sukcesy i dobrze wykonywana praca zaowocowały podpisaniem nowego, dwuletniego kontraktu przez Kasperczyka z Podbeskidziem. Miało to miejsce dokładnie 15 marca. Patrząc z perspektywy października 2012 roku, można powiedzieć, że trener Górali podpisał na siebie... cyrograf.
Po parafowaniu umowy przez byłego szkoleniowca KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, przyszły jeszcze remis z Ruchem i wygrana z Lechią w lidze. A później? Potem zaczął się czarny okres dla Podbeskidzia i samego trenera, trwający do dnia dzisiejszego.
Bielszczanie nie wygrali w tym sezonie jeszcze ani razu, a w sumie od 15 (!) spotkań licząc poprzedni rok. Co gorsza "grzeszą" fatalnym stylem gry. Zewsząd obserwatorzy i komentatorzy wskazują na Podbeskidzie jako na tę drużynę, która prezentuje najmniej finezyjny futbol spośród zespołów ekstraklasy. Gra drużyny opiera się na długich podaniach z pominięciem środkowych pomocników, brakuje klasowego rozgrywającego, który przytrzymałby dłużej piłkę.45-letni Kasperczyk nie postąpił jak Michał Probierz, który po porażkach Wisły oddał się do dyspozycji zarządu i na drodze porozumienia odszedł z klubu. Kasperczyk dalej pozostaje na stanowisku, dalej będzie prowadził drużynę i liczył na wykorzystanie dwutygodniowej przerwy dla reprezentacji. Czy jednak w ogóle będzie dysponował drużyną?
Piłkarze Podbeskidzia mieli przyznawać po meczu z Górnikiem, że atmosfera między trenerem a nimi nie jest najlepsza. - Brakuje porozumienia, swoistej chemii między zawodnikami a trenerem - mówił anonimowo piłkarz tej drużyny. Stojący przy linii bocznej boiska podczas meczu z zabrzanami i nie gestykulujący trener Kasperczyk zdaje się potwierdzać swoim zachowaniem to, co powiedzieli zawodnicy. Wydaje się, że nie tylko piłkarze, część kibiców (może większość?) i obserwatorzy czekają na dymisję trenera. Coraz bardziej sfrustrowany jest także prezes Marek Glogaza, który włożył wiele wysiłku, aby zespół miał komfort pracy i stabilne zarobki w sezonie. Wielu obserwatorów przyznaje, że gdyby trener Kasperczyk od razu podał się do dymisji zachowałby twarz. Pozostałoby po nim dobre wrażenie nie tylko w Bielsku-Białej, a i łatwiej byłoby mu o posadę w nowym klubie. Tymczasem trener zdaje się bronić swojego stanowiska (swoich zarobków?) i jak na razie ani myśli opuszczać klub. Nie wszystko jeszcze jest stracone - zdaje się mówić szkoleniowiec, jednak w Bielsku-Białej czuć już atmosferę zmiany warty.