Mariusz Zganiacz: Byłaby inna gadka

Nietęgą minę miał pomocnik Piasta Gliwice po ostatnim gwizdku sędziego Szymona Marciniaka. Nie można się dziwić, bowiem jego Piast Gliwice uległ Widzewowi Łódź 1:2 i zanotował drugą porażkę z rzędu.

Niebiesko-czerwoni przez praktycznie cały mecz prowadzili grę z Widzewem Łódź, ale przegrali. Najpierw zostali skarceni w pierwszej połowie, a następnie w 90. minucie po golu z rzutu karnego. - Przegrywaliśmy 0:1 i chcieliśmy odrobić ten wynik. Byliśmy bardzo blisko tego, żeby wygrać to spotkanie, ale niestety w końcówce meczu sędzia podyktował rzut karny dla Widzewa i mamy zero punktów. Chcieliśmy wygrać i dopisać do swojego konta trzy "oczka", ale nam się to nie udało - kręcił głową Mariusz Zganiacz, pomocnik Piasta Gliwice.

Początkowo wiele kontrowersji wzbudził rzut karny podyktowany po faulu Tomasza Podgórskiego na Mariuszu Rybickim. Jednak wydaje się, że sędzia Szymon Marciniak słusznie wskazał na "wapno". - Byłem blisko tej sytuacji i był tam rzut karny - podkreślił rozgrywający. - Zawodnik gości szukał takiego zagrania. Nasz obrońca chciał to wybić, ale niestety trafił rywala w nogi. A szkoda, bo w drugiej połowie byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem, a mimo to nie wygraliśmy - dodał.

Wiele zamieszania w szeregach obronnych zespołu prowadzonego przez Marcina Brosza siał Alex Bruno. Pomocnik Widzewa raz za razem szarżował prawym skrzydłem i udało mu się zaliczyć asystę przy trafieniu Marcina Kaczmarka. - Wiedzieliśmy, że łodzianie mają bardzo dobrych zawodników i dobrze sobie radzą w środku pola, a na bokach biegają Kaczmarek oraz Bruno. Jest czterech, pięciu dobrych graczy, ale my też mamy w swoich szeregach piłkarzy, którzy potrafią grać w piłkę. Teraz się tak mówi, że nie poradziliśmy sobie z Bruno, bo nie wygraliśmy. Gdybyśmy zdobyli trzy punkty, to wtedy byłaby zupełnie inna gadka. Oczywiście zgadzam się, że rozegrał on bardzo dobry mecz, ale my mimo porażki nie zaprezentowaliśmy się źle - podkreślił 28-letni zawodnik.

Drużyna Radosława Mroczkowskiego była zdecydowanie bliższa porażki, aniżeli zwycięstwa. Tylko braku skuteczności, przede wszystkim Mateja Izvolta, łodzianie zawdzięczają to, że nie wyjechali z Gliwic z kolejną porażką. - Jak doprowadziliśmy do remisu, to chcieliśmy się rzucić na rywala, ale zostaliśmy skarceni rzutem karnym w samej końcówce spotkania. Jest to ciężka sytuacja, bowiem nie zdobyliśmy żadnych punktów, a na stadion przybyło wielu kibiców i chcieliśmy dla nich wygrać, a niestety się to nie udało - powiedział rozczarowany "Zgani".

Po czterech zwycięstwach z rzędu niebiesko-czerwoni przegrali dwa kolejne mecze. Najpierw 0:4 z Lechem Poznań, a teraz 1:2 z Widzewem. Czy takie wyniki nie wpłynęły negatywnie na drużynę? - Jedziemy w następnej kolejce do Warszawy, gdzie na pewno Legia będzie faworytem. My chcemy jednak osiągnąć dobry rezultat i jesteśmy w stanie to zrobić. Nasza gra nie wygląda najgorzej, a jeśli zagramy przez całe spotkanie tak, jak pierwszą połowę w Poznaniu, to możemy coś ugrać w stolicy - optymistycznie zakończył Mariusz Zganiacz.

Komentarze (0)