Łęcznianie wyraźnie "nie dojechali" na początek spotkania. Po trzech minutach przegrywali, przez kwadrans nie potrafili wymienić kilku celnych podań i rzadko podchodzili pod bramkę rywala. Bogdanka obudziła się dopiero w ostatnim fragmencie połowy.
- Sennie się to wszystko rozpoczęło. Po prostu przespaliśmy początek i Flota z tego skorzystała. Pierwszym golem praktycznie ustawiła mecz. Musieliśmy w tej sytuacji rzucić się do odrabiania strat i nawet dobrze to wyglądało. W pewnym momencie kontrolowaliśmy grę i strzeliłem gola na remis. Niewiele on jednak dał, bo po chwili znów przydarzyła się nam chwila zawahania i Flota odzyskała prowadzenie - komentował Maciej Ropiejko.
W końcówce Flota dołożyła trzeciego gola. Tradycyjnie po stałym fragmencie. Tym samym Bogdanka dołączyła do grona drużyn, które bezskutecznie szukały sposobu na powstrzymanie świnoujścian w tym elemencie. - Trudno było nam połapać rosłych gospodarzy, poza tym posyłali dokładne wrzutki. Wiedzieliśmy, że Flota ma najgroźniejsze stałe fragmenty w lidze i byliśmy na to uczulani przez trenerów, no ale nie wyszło.
- Flota wykorzystała nasze błędy, wypunktowała nas. W końcówce graliśmy bez jednego zawodnika. Chcieliśmy jeszcze coś zdziałać z przodu, żeby choć zremisować... - podsumował Ropiejko.
Doskonale znany na Pomorzu Zachodnim Ropiejko doznał w końcówce kontuzji. - Całkowicie przypadkowo. Podskoczyłem nad robiącym wślizg Markiem Niewiadą i spadłem na prawą nogę. Kolano wygięło mi się do środka. Chciałbym, żeby to było zwykłe naciągnięcie, a nie coś poważnego - wyraził nadzieję były gracz Pogoni Szczecin i Kotwicy Kołobrzeg.
Po sobotnim meczu piłkarze Bogdanki mogli pokusić się o porównanie Floty z innymi kandydatami do awansu. Która z ekip wywarła największe wrażenie na Ropiejce? - Cracovia, ale tylko dlatego, że dobrze operowała piłką i to jest jakaś ich przewaga. Inna sprawa, że ładna gra nie zawsze pomaga w tej lidze. Flota też w pewnym momentach zaskoczyła. Nie kopali piłki do przodu, a fajnie wymieniali podania.