Krzysztof Bodziony w 56. minucie otrzymał piłkę czterdzieści metrów przed bramką Sergiusza Prusaka, dzięki szybkości minął Dawida Sołdeckiego, po czym huknął sprzed pola karnego pod poprzeczkę. Dzięki temu strzałowi Flota odzyskała prowadzenie, które straciła kilkadziesiąt sekund wcześniej.
- Ta bramka uspokoiła sytuację po atakach Bogdanki z początku połowy. W następnych fragmentach prowadziliśmy grę i stwarzaliśmy kolejne sytuacje podbramkowe. Ich owocem był trzeci gol, po którym już w zasadzie było spokojnie. Szkoda, że nie wpadła czwarta bramka, ale grunt, że wygraliśmy - dzielił się spostrzeżeniami Bodziony.
Po ostatnim gwizdku można było odnieść wrażenie, że świnoujścianie świętują sukces nieco mniej żywiołowo niż zazwyczaj. - Dwa czy trzy razy ryknęliśmy po zwycięstwie, no ale fakt, że było w szatni trochę ciszej. Chyba czujemy się coraz pewniej, poza tym wyszło u nas zmęczenie. Do końca walczyliśmy o komplet punktów na trudnym terenie, w trudnych warunkach pogodowych - przyznał pomocnik.
Flota w sobotę dała sygnał pierwszoligowemu światkowi, że porażka z Cracovią nie była symptomem poważnego kryzysu. Ewentualne zwycięstwo z Kolejarzem Stróże zagwarantuje świnoujścianom tytuł mistrzów pierwszoligowej jesieni. - Na pewno wybieramy się po komplet punktów, ale trzeba powiedzieć, że w Stróżach gra się trudno. Nie chodzi o stadion, a o samą murawę, która - powiedzmy szczerze - jest najgorsza w lidze. Nie da się tam bardzo dobrze grać po ziemi, więc duże znaczenie będzie miała walka - zapowiedział Bodziony.
A może kluczem do sukcesu będą stałe fragmenty? - Na tym boisku faktycznie może to być nasz atut. Inna sprawa, że Kolejarz gra tam najczęściej i na pewno dzięki temu będzie groźny. Przyznam, że lubię inne boiska, ale nie ma co wybrzydzać. Trzeba pojechać i zawalczyć o punkty.