Dawid Plizga: Na meczach w Białymstoku panuje piknik

W obecnym sezonie na meczach Jagiellonii w Białymstoku panuje piknikowa atmosfera. A wszystko przez konflikt kibiców z zarządem klubu i policją.

Tomasz Kozioł
Tomasz Kozioł

- Jagiellonię zwykle kojarzono z tym, że wszystkie mecze u siebie wygrywa, a z wyjazdów wraca z zerowym dorobkiem. W tym sezonie sytuacja się odwróciła. Typowe piłkarskie święta mieliśmy na wyjazdach - w Krakowie i Poznaniu - gdzie nasze spotkania oglądało ponad 20 tysięcy ludzi - mówi pomocnik białostockiej drużyny, Dawid Plizga.

W ostatnich latach drużyny przyjeżdżające na Słoneczną dostawały gęsiej skórki. Jaga odprawiała z kwitkiem niemal każdą drużynę, która grała na jej stadionie. W tym sezonie urwanie punktów Jagiellonii na jej terenie nie jest wielką sztuką. Jak to wyjaśnić? - Popatrzmy trochę z boku, jak wygląda atmosfera na meczach u siebie - sugeruje Plizga. - Ze względu na strajk kibiców można ją nazwać po prostu piknikiem. Nie oszukujmy się - tak to teraz wygląda. Popieramy ich czy nie, to jest mniej istotne. Jesteśmy za tym, że po części mają rację. Ale ten protest z pewnością nam nie pomaga. Doping kibiców potrafi wykrzesać z nas nawet o 30 procent więcej możliwości - dodaje były piłkarz Zagłębia Lubin.

Pomocnik żółto-czerwonych twierdzi, że piłkarze Jagiellonii nie znają szczegółów protestu. - Szczegółów bojkotu nie znamy, bo jest to sprawa między kibicami, klubem i policją. Brak fanów na meczach u siebie odbija się na naszej formie. W przeszłości mieliśmy przy Słonecznej twierdzę nie do zdobycia. Liczymy na szybki koniec protestu, bo to nam wcale nie pomaga - apeluje Plizga.

Po incydencie rasistowskim w Szczecinie Komisja Ligi ukarała kibiców Jagiellonii Białystok zakazem wyjazdowym w trzech meczach (wcześniej klub nałożył na swoich fanów zakaz wyjazdowy do odwołania). Mimo przeciwności losu, sympatycy białostockiej drużyny pojawili się w Krakowie (ok. 65 osób) i Poznaniu (ok. 40 osób). Po wygranym meczu z Lechem kibice Jagi dali reprymendę zawodnikom za to, że ci nie podeszli podziękować im za doping w Krakowie. Jak do tej sytuacji odnoszą się piłkarze żółto-czerwonych?

- O obecności naszych kibiców w Krakowie nie wiedzieliśmy. Nikt nas nie poinformował, że mamy podejść. Jeżeli widzielibyśmy, że są, to byśmy podeszli, tak jak w Poznaniu, gdzie nie mieliśmy z tym żadnego problemu. My, piłkarze, nie prowadzimy z kibicami żadnej wojny. Po prostu musiało zajść jakieś niedopatrzenie. Jeżeli tak było, możemy w związku z tym oficjalnie przeprosić. Jeśli było to zrobione, to niespecjalnie - mówi Plizga. - Oficjalnie kibice mają trzy mecze zakazu, więc teoretycznie nie może być ich na meczach. W Poznaniu fani zasiedli na bocznym sektorze buforowym, gdzie byli widoczni, śpiewali i było ich słychać. W Krakowie osobiście tego nie zauważyłem - kończy 26-latek.

Tomasz Hajto: U nas jest tak cicho, że słychać muchę, która latała nad boiskiem poprzedniego dnia

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×