- Zagraliśmy słabszy mecz po tych dziesięciu dobrych, przegraliśmy pierwsze spotkanie w tym sezonie. Myślę, że zagraliśmy słabiej w pierwszej połowie, kiedy to daliśmy się Jagiellonii zepchnąć, byliśmy za daleko od przeciwnika, przez co stwarzał sobie groźne sytuacje podbramkowe. My za dużo graliśmy długą piłką i nie potrafiliśmy sobie stwarzać akcji pod bramką rywala. W drugiej połowie było troszeczkę lepiej, jedną sytuację wykorzystaliśmy, a potem popełniliśmy głupi błąd w obronie, co wykorzystał Frankowski, i potem już ciężko było to odrobić - tłumaczył po pierwszej porażce w rundzie jesiennej Jakub Rzeźniczak. - Wiedzieliśmy, że będą grali dużo bokami: Kupisz i Dzalamidze to są dobrzy dryblerzy i bardzo szybcy zawodnicy, wykorzystywali swoje atuty - dodał.
Sam "Rzeźnik" wpisał się na listę strzelców zdobywając dla Legii bramkę - jak się okazało w ostatecznym rozrachunku - honorową. Czy nie żałował, iż koledzy z zespołu nie zagrali tak, aby to był gol na miarę trzech punktów? - Nie ma tu mowy o żadnym żalu, bo ja zdobywam bramkę raz na dwa lata, a inni koledzy niemalże co kolejkę i też nie zawsze jest to gol zwycięski czy dający punkty. Staram się robić jak najwięcej na boisku. Teraz udało mi się pokonać bramkarza, na pewno byłaby większa radość, gdybyśmy ten mecz wygrali, albo chociaż zremisowali.
Dla podopiecznych Jana Urbana konfrontacja z Jagiellonią była ciężka nie tylko sportowo - na boisku kilkukrotnie zaiskrzyło, a rozjuszonych piłkarzy rozdzielał sędzia i pozostali zawodnicy z murawy. Tak było między innymi po spięciu Jakuba Koseckiego z Ugochukwu Ukahem. Niektórzy obserwatorzy twierdzili, że gracz przyjezdnej drużyny powinien otrzymać czerwoną kartkę i opuścić boisko. - Nie wiem, czy powinien, czy nie powinien. [Sędzia go] nie wyrzucił, więc trzeba było grać dalej. Na pewno przy 10 piłkarzach z Białegostoku grałoby się nam dużo łatwiej. Nie możemy zwalać winy na sędziego, bo mieliśmy jeszcze dużo czasu, całą drugą połowę, żeby straty odrobić i strzelić zwycięskiego gola - odniósł się do sytuacji obrońca wojskowych.
Spotkanie z Jagiellonią było drugim z rzędu, jakie Rzeźniczak rozpoczynał w wyjściowej "11". Ze względu na uraz Jakuba Wawrzyniaka trener przesunął go na lewą stronę. - Na lewej obronie gra się zupełnie inaczej, choćby z tego względu, że znacznie częściej trzeba używać lewej nogi, a moją dominującą jest prawa i trochę bardziej szukam jej w pojedynkach jeden na jeden, czy też staram się grać do przodu. Musi minąć nieco czasu, abym mógł te braki nadrobić. Pierwszym lewym obrońcą jest Kuba Wawrzyniak, obecnie ma problemy zdrowotne, a ja starałem się go jak najlepiej zastąpić. Mam nadzieję, że Kuba szybko wróci.
Czy w takim razie zdobyciem bramki prawy obrońca usiłował "przekupić" Jana Urbana, by ten częściej dawał mu szansę na grę? - W Legii trzeba swoje szanse wykorzystywać, dlatego staram się jak najwięcej podłączać i utrzymywać przy piłce, bo jak człowiek jej nie ma, to jest niewidoczny, a później jest się ciężko pokazać. Jeśli będę grał dobrze i w obronie, i w ataku, wtedy na pewno trener to zobaczy. Trener Urban robi dużą rotację i każdy dostaje szansę gry, jeśli będę w na tyle dobrej formie, to pewnie i ja ją dostanę - zakończył Jakub Rzeźniczak