Kozik podarował trzy punkty - relacja z meczu PGE GKS Bełchatów - ŁKS Łódź

Kto najbardziej przyczynił się do pierwszego w tym sezonie zwycięstwa ŁKS w ekstraklasie? Krzysztof Kozik i blok defensywny PGE GKS Bełchatów. Łodzianie w drugich 45 minutach zagrali poprawnie, wykorzystali błędy rywali i zdobyli upragnione trzy punkty.

Piotr Ciesielski
Piotr Ciesielski

Na przedmeczowej rozgrzewce urazu doznał stoper Łódzkiego Klubu Sportowego, Marcin Adamski. W tej sytuacji trener Marek Chojnacki zdecydował się na wpuszczenie na boisko debiutującego w ligowym meczu Dejana Ognjanovicia, który przez kilka tygodni borykał się z problemami przy załatwianiu pozwolenia na pracę w Polsce. W ŁKS zabrakło również Gabora Vayera, a w jego miejsce od pierwszej minuty zagrał Paweł Drumlak.

Pierwsza połowa tego spotkania nie mogła zachwycić. Po części powodem była aura (nad Bełchatowem przed meczem spadła rzęsista ulewa), a po części słaba gra piłkarzy obu drużyn. Na początku tej odsłony przewagę miał ŁKS, potem mecz się wyrównał, a z czasem inicjatywę przejęli gospodarze, jednak w pobliżu bramek Bogusława Wyparły i Krzysztofa Kozika wiele się nie działo.

W 38. minucie bełchatowianie domagali się rzutu karnego. Dośrodkowywał Jacek Popek, a piłkę zatrzymał w polu karnym Jakub Biskup. Czy zatrzymał ją klatką piersiową, czy też ręką - to było właśnie zadanie do rozstrzygnięcia przez sędziego Piotra Pielaka z Warszawy, który nie gwizdnął, a że brak gwizdka to również decyzja, więc zagrania ręką według niego nie było.

Po przerwie przewagę na boisku miał ŁKS, jednak bramki padły w dość kuriozalnych okolicznościach. W 57. minucie po dośrodkowaniu z lewej strony głową strzelał Adam Marciniak, interweniował Kozik, ale tak niefortunnie, że piłka spadła pod nogi stojących dwa metry od bramki rywali Biskupa i Dawida Jarki i ostatecznie ten ostatni umieścił ją w siatce.

Stracona bramka wprowadziła w szeregi bełchatowian dużo nerwowości, co nie zawsze przekładało się na złość sportową. Tylko powściągliwości w pokazywaniu kartek przez sędziego Pielaka zawdzięcza swoje czyste konto w tym meczu Paweł Magdoń. Za uderzenie Mariusza Mowlika powinien bowiem zostać ukarany, choć i w zachowaniu obrońcy ŁKS sporo było aktorstwa, gdy zwijał się po tym zdarzeniu na murawie.

W 70. minucie losy meczu się wyjaśniły. Kolejny fatalny błąd defensywy gospodarzy, a przede wszystkim Edwarda Cecota, do piłki w polu karnym doszedł Rafał Kujawa i przy niepewnej interwencji Kozika, futbolówka zmierzała do bramki GKS. Cecot próbował jeszcze ratować sytuację i wślizgiem wybił piłkę, jednak arbiter liniowy, któremu zaufał później główny, był zdania, że futbolówka całym obwodem zdążyła już minąć linię bramkową.

ŁKS rozegrał swoje najlepsze w tym sezonie spotkanie. Gospodarze zagrali natomiast słabo, a słowa krytyki należą się przede wszystkim defensywie i bramkarzowi. Drużynie, która na wyjeździe wygrywa z Lechem Poznań, takie mecze zdarzać się nie powinny.

PGE GKS Bełchatów - ŁKS Łódź 0:2 (0:0)
0:1 - Jarka 57'
0:2 - Kujawa 70'

Składy:

PGE GKS Bełchatów: Kozik - Cecot, Magdoń, Pietrasiak, Popek (59' Klepczarek), Wróbel (74' Chwalibogowski), Jarzębowski, Rachwał, Cetnarski, Dziedzic (65' Janus), Costly.

ŁKS Łódź: Wyparło - Freidgeimas, Mowlik, Ognjanović, Marciniak, Biskup, Kascelan, Haliti (90' Leszczyński), Drumlak (74' Świątek), Kujawa, Jarka (80' Woźniczka).

Żółte kartki: Rachwał, Costly (GKS) oraz Marciniak (ŁKS).

Sędzia: Piotr Pielak (Warszawa).

Widzów: 2500.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×