Nie możemy znów stracić tytułu - rozmowa z Jakubem Koseckim, piłkarzem Legii Warszawa

Jakub Kosecki przyznał, że zwycięstwo z Lechem dało Legii olbrzymią satysfakcję. Jest też dużym krokiem do wywalczenia mistrzostwa Polski na koniec sezonu.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński

Szymon Mierzyński: Prowadzić w Poznaniu 3:0 po 32 minutach to chyba duży szok, także dla was...

Jakub Kosecki: Niekoniecznie. Wiedzieliśmy, że mamy świetną ofensywę. Strzeliliśmy trzy gole, a mogło być ich więcej. Trzeba jednak pamiętać, że Lech też miał swoje szanse. Najważniejsze, że byliśmy skoncentrowani i w stu procentach zrealizowaliśmy plan trenera.

Jan Urban podkreślał, że w przeciwieństwie do poprzednich starć Kolejorza z Legią, tym razem było dużo radosnego futbolu. Czy nie za dużo? Wygraliście pewnie, ale gdyby gospodarze byli skuteczniejsi, to mieliby szansę na odrobienie strat.

- Nie baliśmy się tego. Przecież na początku drugiej połowy mogło być nawet 4:0 dla nas. Uważam, że należy promować ofensywną piłkę, to się zresztą opłaca, co widać po wynikach. Oczywiście nad obroną też trzeba pracować, ale powinniśmy grać do przodu.

Lech spisał się koszmarnie w tyłach, czym ułatwił wam zadanie. Nie spodziewaliście się chyba tylu błędów rywala i nieudanych pułapek ofsajdowych?

- Ja patrzę na to inaczej. Po prostu my zagraliśmy dobrze. Tyle mówiło się przecież o silnej obronie poznaniaków, więc tym bardziej należy pochwalić Legię za postawę w ataku. Stworzyliśmy dużo więcej sytuacji niż te, po których padły gole.

Jak na polskie warunki dysponujecie najsilniejszą linią napadu, bramki strzelają też pomocnicy.

- Cały czas doskonalimy ofensywę, poświęcamy temu sporo czasu na treningach. Stawiamy na otwartą grę, taka jest zresztą koncepcja trenera, a mi ona bardzo odpowiada.

Marcin Kamiński: Legia nas wypunktowała, ale to jeszcze nie koniec
Rzadko rozgrywa się mecze ligowe w obecności 40 tys. kibiców. Jak to odbieraliście?

- Na początku wywarło to na nas duże wrażenie, ale po pierwszym gwizdku sędziego każdy skupił się już na swoich zadaniach. Wtedy nie można myśleć o tym co dzieje się na trybunach. Jeśli chodzi o mnie, to w stu procentach skoncentrowałem się na realizacji planu taktycznego. Dopiero gdy zostałem zmieniony i usiadłem na ławce, znów mogłem zwracać uwagę na wydarzenia pozaboiskowe. Atmosfera była godna klasyku, jednak najważniejsze jest zwycięstwo Legii. Otoczka to sprawa drugorzędna.

Będąc bogatszym o to co pokazaliście w Poznaniu, jak oceniasz porażkę z Jagiellonią? Nie zabrakło wam wówczas takiej koncentracji jak w starciu z Lechem?

- Ta porażka była przypadkiem. Zdarzyła się w najmniej oczekiwanym momencie, ale potrafiliśmy się szybko podnieść. Uniknęliśmy podobnych błędów i w stolicy Wielkopolski zagraliśmy o wiele lepiej. Odnieśliśmy zwycięstwo na naprawdę trudnym terenie, zachowaliśmy pozycję lidera, a nasza przewaga punktowa też jest całkiem solidna.

Czy przegrana z Jagiellonią wywołała u was tak dużą sportową złość, że poziom determinacji przed wyjazdem do Poznania jeszcze się zwiększył?

- Przede wszystkim polegliśmy wówczas dość pechowo i to nas zmobilizowało do rehabilitacji. Zdawaliśmy sobie sprawę, że starcie Lecha z Legią obejrzy cała Polska.

W ubiegłym sezonie końcówka była dla was niezwykle bolesna. Mistrzostwo wymknęło się w przedostatniej kolejce. Teraz robicie wiele, by zwiększyć przewagę nad rywalami i walczyć trochę spokojniej.

- Póki co skupiamy się raczej na każdym kolejnym spotkaniu. Wiadomo, że cele się nie zmieniają. Interesuje nas tylko 1. miejsce. To co zdarzyło się w końcówce poprzednich rozgrywek, absolutnie nie może się powtórzyć.

Legia budzi w Polsce duże emocje, często skrajne. Gdy zbliża się mecz z Lechem, to atmosfera robi się gorąca. Da się to odczuć w wypowiedziach medialnych czy na trybunach. Jak podchodzą do tego piłkarze?

- W drużynie napięcie jest równie duże. Każdy czeka na takie spotkania i chce jak najszybciej wyjść na boisko. Już gdy jechaliśmy na stadion w Poznaniu, to kibice witali nas nieprzychylnie. Takie zdarzenia zwiększają mobilizację i cieszę się, że uciszyliśmy miejscowych fanów. Zresztą żadne zwycięstwo nie smakuje tak jak to z Lechem. W następnej kolejności są derby Warszawy i starcie z Wisłą Kraków.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×