Gra obronna i wyniki u siebie to katastrofa - rozmowa z Łukaszem Trałką, pomocnikiem Lecha Poznań

Lech zajmuje 2. miejsce, ale ostatnio fatalnie gra u siebie. Łukasz Trałka ma problem ze zdiagnozowaniem przyczyn tych niepowodzeń, lecz przyznał, że w niektórych meczach poznaniacy totalnie zawiedli.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński

Szymon Mierzyński: W najgorszych snach chyba nie przewidywaliście, że pojedynek ze Śląskiem zakończy się porażką 0:3...

Łukasz Trałka: To prawda, zwłaszcza że rywal miał za sobą nie do końca udane mecze. Dlaczego przegraliśmy? Obawiam się, że nie potrafię udzielić mądrej odpowiedzi. Nie pokazaliśmy dosłownie nic pozytywnego. Zaliczyliśmy bardzo słabe 90 minut, a jakby tego było mało, drugi raz z rzędu straciliśmy trzy gole na własnym stadionie.

Czy brak w obronie Manuela Arboledy jest tak poważnym osłabieniem, że nie jesteście w stanie w tej formacji spisywać się lepiej?

- Wolałbym nie dyskutować na temat absencji Manuela. Nie chcę też zwalać winy na defensywę. Prawda jest taka, że słabo zagrała cała drużyna. Nikt nie powodów do zadowolenia. Arboledzie mogę tylko życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Z Legią też przegraliście, ale wówczas mieliście sporo dobrych sytuacji. Tymczasem w piątek zabrakło nawet tego. Przez 90 minut stworzyliście może dwie czyste okazje, obie już przy stanie 0:3.

- Wszystko w tym temacie zostało właściwie powiedziane. Faktycznie, z Legią pod względem gry ofensywnej było lepiej. Głównym problemem jest jednak postawa w tyłach. Można nie strzelić żadnego gola i przy konsekwentnej obronie zdobyć chociaż punkt. Niestety w naszym przypadku to nie było możliwe, bo broniliśmy katastrofalnie.

Gdzie należy szukać przyczyn słabej postawy Lecha? To kwestie czysto piłkarskie, czy może mentalne?

- Chyba wszystko po trochu. Nie chciałbym tego oceniać.

Trzy porażki z rzędu u siebie to dla Lecha niebywałe rozczarowanie. Jest to o tyle dziwne, że na wyjazdach punktujecie dużo lepiej.

- Myślę, że taki bilans na własnym stadionie byłby katastrofą dla każdego klubu. Bolą nie tylko przegrane, lecz także to, że tracimy mnóstwo bramek. Szkoda, że w tej rundzie nie możemy już tego zmienić.

Być może kiepsko znosicie presję, jaka towarzyszy meczom na obiekcie przy ul. Bułgarskiej...

- Niektórzy pewnie powiedzą, że poza domem mamy więcej szczęścia. Ja się z tym nie zgadzam. Co do presji, ona nie ma nic wspólnego z naszymi wpadkami. Problemem jest kiepska gra i błędy, jakie popełniamy.

Do zakończenia rundy pozostał tylko jeden mecz, więc można sobie pozwolić na pierwsze podsumowania. Nie brakuje głosów, że na niektórych pozycjach brakuje wam silnych ogniw...

- Czy mamy braki? Trudno to oceniać na podstawie jednego spotkania. Skład jest jaki jest i aktualnie musimy sobie w nim radzić. Zobaczymy co przyniesie zima. W tej materii decyzje należą do trenera i władz klubu.

Widać jednak, że w niektórych spotkaniach jesteście bezsilni. Śląsk nie zagrał przecież w Poznaniu bajecznego meczu. Wykorzystał wasze błędy i konsekwentnie punktował.

- Z tym się zgodzę. Rywale nie wypracowali kilkunastu sytuacji, po prostu zamienili na gole te, które mieli. Nie możemy się jednak w żaden sposób usprawiedliwiać. Bywały mecze, w których graliśmy bardzo słabo. Ten ostatni też się do nich zalicza.

Pozytywem jest fakt, że wciąż zajmujecie wysokie 2. miejsce w tabeli. To dobra pozycja wyjściowa przed rundą wiosenną.

- Pod tym względem faktycznie jest nieźle. Nasza strata do Legii nie jest zbyt duża, a możemy ją jeszcze częściowo zniwelować w ostatniej tegorocznej kolejce.

Czujecie zmęczenie rundą?

- Po czym? Po tych kilkunastu meczach ekstraklasy? Od dłuższego czasu skupiamy się tylko na spotkaniach ligowych i nie gramy co trzy dni. Nie ma mowy, by doskwierało nam jakiekolwiek zmęczenie. To na pewno nie jest czynnik, którym moglibyśmy tłumaczyć ostatnie niepowodzenia.

Waldemar Sobota: Spoglądaliśmy na zegar, baliśmy się powtórki z rozrywki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×