Michał Jankowski: Jakby pan podsumował mecz z Wisłą Płock?
Wojciech Marcinkiewicz: Był to typowy mecz walki. Początek należał do nas. Wykorzystaliśmy sytuacje, które mieliśmy i szybko strzeliliśmy bramkę, a potem drugą. Można powiedzieć, że kontrolowaliśmy mecz, chociaż straciliśmy dwie bramki i było trochę nerwówki. Udało się jednak dowieźć wynik do końca. Najważniejsze, że był to mecz zwycięski. Dopisujemy sobie trzy punkty do tabeli i cieszymy się z tego bardzo. Wisła jest to mocny zespół, zarówno finansowo, jak i kadrowo, dlatego jesteśmy zadowoleni, że udało nam się ich pokonać.
Z boiska zszedł już pan po pierwszej połowie. Czym spowodowana była ta zmiana?
- Szybko zarobiłem żółtą kartkę i w przerwie trenerzy doszli do wniosku, że lepiej nie ryzykować i dokonali zmiany. Wyszło dobrze, wygraliśmy mecz i szykujemy się na wyjazd do Opola.
Słabsze końcówki to wasz duży problem.
- Ostatnie mecze z Turem i GKS Katowice takie były, ale teraz na szczęście udało nam się wygrać.
Nie dziwicie się, że tak mało osób przychodzi na wasze mecze? Emocji nie brakuje, podobnie jak ładnych bramek.
- Emocji rzeczywiście jest sporo na naszych meczach. Wszyscy jednak wiemy, że w Poznaniu rządzi Lech i nie ma co oczekiwać tłumów. Cieszymy się z tylu ludzi ilu jest. Wiadomo oczywiście, że oni nie wywrą na przeciwniku czy sędzim żadnej presji. Gramy w Warcie i cieszmy się, że tym ludziom, którzy przychodzą na nasze mecze, możemy dostarczyć przyjemności.
Macie na swoim koncie jedenaście punktów. Jesteście zadowoleni z takiego dorobku?
- Na pewno nie. W meczu z Turem strzeliliśmy bramkę w 92. minucie, ale minutę później również straciliśmy. Z Katowicami odrobiliśmy straty, wyszliśmy na prowadzenie i również tylko zremisowaliśmy. Mogło być tych punktów więcej, ale niestety nie ma. Gramy dalej, bo jest wystarczająco dużo meczów, aby to odrobić.
Na własnym obiekcie jesteście niepokonani, a na wyjazdach wam się nie wiedzie. Z czego to wynika?
- Sami nie wiemy. Nie ma tutaj kibiców, ale jest to nasze boisko, trenujemy tu codziennie i wygrywamy z każdym jak do tej pory. Na wyjazdach nam to jakoś nie wychodzi. Podobnie jak w "Ogródku", na każdym meczu wyjazdowym dajemy z siebie wszystko.
Z jakim nastawieniem jedziecie do Opola na mecz z Odrą?
- Nie możemy patrzeć na tabelę. Jedziemy tam powalczyć, na pewno się nie położymy i zagramy o jak komplet punktów.
Tabela powoli się krystalizuje. Kto jest pana faworytem do awansu do ekstraklasy?
- Oczywiście Zagłębie Lubin i Widzew Łódź, który jest u siebie bardzo groźny. Korona Kielce oraz Podbeskidzie Bielsko-Biała powinny dołączyć do tej grupy. To są cztery zespoły, które będą biły się o wejście do ekstraklasy.