W rozegranym 2 marca pojedynku półfinału Pucharu Belgii pomiędzy KRC Genk a RSC Anderlecht Marcin Wasilewski pojawił się na placu gry w 8. minucie dogrywki, a w serii rzutów karnych nie pomylił się. Mimo celnego strzału "Wasyla" zespół Johna van der Broma uległ niżej notowanemu rywalowi (w pierwszym meczu Fiołki wygrały 1:0, by w drugim przegrać 0:1 i 6:7 w serii jedenastek).
Anderlecht w sobotę powraca do rywalizacji ligowej, a w meczu 29. kolejki z KV Mechelen ma zabraknąć podstawowego środkowego obrońcy Cheikhou Kouyate, który narzeka na uraz. Według La Derniere Heure w miejsce Senegalczyka sztab szkoleniowy wystawi Wasilewskiego, który w Jupiler League po raz ostatni w podstawowym składzie zagrał w grudniu ubiegłego roku.
W styczniu Wasilewski był bliski zmiany pracodawcy, ale ostatecznie - choć mógł odejść za darmo - postanowił pozostać w belgijskiej stolicy. - Nigdy nie straciłem wiary w powrót do gry, choć mówiono, że jestem dopiero piątym stoperem. Odrzuciłem wszystkie oferty. Mogłem przejść do Heerenveen, ale obawiałem się, że ten klub nie utrzyma się w lidze i popadnie w tarapaty, a to byłoby niebezpieczne dla mojej kariery - tłumaczy reprezentant Polski.
Niewiele brakowało, a 32-latek wylądowałby w warszawskiej Legii. - Pomysł powrotu do Polski niezbyt mi się podobał. Wiele powiedziano o tym, że moje wymagania finansowe są zbyt wygórowane, ale nie było to prawdą. Mam syna w szkole w Brukseli i nie chciałem zmuszać go do jej opuszczenia w połowie roku szkolnego. Gdy jest się ojcem, trzeba przede wszystkim myśleć o rodzinie, a ewentualny transfer zostawić na okres letni - dodaje Wasilewski cytowany przez La Derniere Heure.
Rzut karny wykorzystany przez "Wasyla" w meczu z Genk od 2:01: