Jesienią łęczyńska drużyna często strzelała gole w początkowych fragmentach meczów. Tymczasem w niedzielę już po trzydziestu minutach przegrywała 0:2 i nic nie zwiastowało poprawy, gdyż na murawie dzieliła i rządziła Miedź Legnica. - Nie wiem czy byliśmy przestraszeni, czy za bardzo senni i dostaliśmy dwa gongi - ocenia Sergiusz Prusak. - W pierwszej połowie cofnęliśmy się praktycznie na własną szesnastkę. Nie wiadomo dlaczego przestraszyliśmy się, traciliśmy głupio piłki i dostaliśmy dwie bramki - dodaje Veljko Nikitović.
Goście swobodniej operowali piłką i stwarzali więcej sytuacji podbramkowych. Czerwone kartki rozbiły legnicki zespół. Co więcej, w doliczonym czasie pierwszej połowy kontaktową bramkę zdobył Michał Zuber. - Miedź była żywsza od nas. Widać było, że w Turcji trenowała na zielonych boiskach. Dzięki Bogu Michał Zuber strzelił tego gola na 2:1 w najbardziej odpowiednim momencie - nie ma wątpliwości kapitan Bogdanki.
Pierwszoplanowym aktorem niedzielnego widowiska był jednak arbiter. Sebastian Jarzębak aż 17-krotnie sięgał do kieszeni po kartki. Kolejne upomnienia wzbudzały coraz większą konsternację na trybunach oraz w obu ekipach. - Ja żółtą kartkę dostałem za to, że zapytałem dlaczego nie ma rzutu rożnego. Później powinienem dostać drugą żółtą, bo ja jestem szczery i chcę to przyznać. Sfaulowałem zawodnika z boku boiska i dostałbym czerwoną. Najgorsze jest, jak sędzia raz czy drugi się pomyli a później chce to wszystko zrekompensować - przyznaje Nikitović.
Bogdanka szanuje punkt
Zielono-czarni po raz pierwszy w obecnym sezonie zremisowali na własnym stadionie. Wykorzystali oni osłabienie przeciwnika i udało się im odrobić dwubramkową stratę.
Źródło artykułu: