Gdybym poszedł do wróżki... - rozmowa z Marcinem Robakiem, napastnikiem Widzewa Łódź

Wielu kibiców dziwiło się, że Marcin Robak, mając oferty z ekstraklasy, przeszedł do Widzewa. Jak pokazały ostatnie tygodnie, łodzianie mogą być dumni ze swojej determinacji podczas finalizowania tego transferu. Teraz "Robaczek" walczy o koronę króla strzelców. A ile strzeli goli w tym sezonie? - Gdybym poszedł do wróżki, może by powiedziała, ile - żartuje w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl.

Piotr Tomasik: Po przykładzie Marcina Robaka widać, jak szybko można zyskać sympatię kibiców. Twoja gra i bramki odpowiednio działają na publikę...

Marcin Robak: Zgadza się. Po przyjściu do Łodzi od razu trafił mi się taki okres, że zdobywam gole prawie w każdym spotkaniu. To mi na pewno pomogło w zaaklimatyzowaniu się i pozytywnym przyjęciu przez fanów. Cieszę się, że początek właśnie tak się ułożył. Nie ukrywam jednak, iż liczę na kolejne bramki, żeby w wysokiej formie pozostać przynajmniej do końca rundy.

Nie boisz się, że za jakiś czas przyjdzie mały kryzys i zablokujesz się, powiedzmy, na pięć spotkań?

- Akurat dobrze, że trafiłem teraz w meczu z Kmitą. We wcześniejszej kolejce, z Górnikiem Łęczna, gola przecież nie zdobyłem i jakbym znów tego nie uczynił, można byłoby powiedzieć, że się "zaciąłem". Dlatego też dzięki tej ostatniej bramce w spokoju mogę przygotować się do najbliższego spotkania ze Stalową Wolą.

Trener Fornalik jasno pokazuje, że bardzo na ciebie liczy. Jak dochodziło do roszad w pierwszej linii, to występowali albo Oziębała, albo Mierzejewski. Natomiast ty miałeś pewne miejsce w składzie.

- Racja, ale nie wiem, czy to akurat z tego wynika. Wydaje mi się, że po prostu wiele zależy od dyspozycji dnia - czy ktoś czuje się lepiej, czy gorzej. Trener na ławce mnie jeszcze nie posadził, ale pewnie dlatego, że ostatnio miałem niezłe serie strzeleckie [sześć bramek w pięciu meczach - przyp.PT]. Jeśli ktoś jest w formie, to przecież z boiska raczej się go nie ściąga. A jak osiągamy już wysokie prowadzenie, to wówczas szkoleniowiec daje szanse komuś innemu, bo wszyscy chcą grać.

Grając w Koronie, też nie miałeś problemów z kibicami i szybko podbiłeś ich serca...

- Moje wspomnienia z Kielc są bardzo miłe. Często odwiedzam to miejsce, bo tam mieszkają moi znajomi i przyjaciele. Ale jeśli chodzi o moją grę w tym klubie, zdarzały mi się zarówno dobre serie strzeleckie, jak i kryzysy. W Widzewie jak na razie układa się to znakomicie i wierzę, że taką skuteczność zachować co najmniej do końca rundy.

Z występów w Koronie słynąłeś nie tylko z bramek, ale i również... pasków na głowie, które pojawiały się po każdym zdobytym golu. Po przeprowadzce do Łodzi ten zwyczaj został zaprzestany.

- (śmiech) Zgadza się. Po prostu nie zdążyłem się na tym skupić, bo miałem ważniejsze sprawy na głowie. Zapewniam jednak, że coś wymyślę. Jak nie w tej rundzie, to następnej. A bez słynnych pasków i tak sprzyja mi szczęście.

Gdybyś teraz na twojej głowie po każdym golu miałyby się pojawiać paski, byłoby ich co nie miara...

- (śmiech) Racja. Akurat na tę rundę z tym pomysłem nie zdążyłem. Ale od nowego roku zainteresuję jakoś kibiców.

W tej kolejce trafiłeś zarówno ty, jak i Ilijan Micanski. Walka o koronę króla strzelców pierwszej ligi powinna rozstrzygnąć się pomiędzy tą dwójką. Zgodzisz się ze mną?

- O golu Bułgara dowiedziałem się teraz od ciebie [rozmawialiśmy po meczu Widzew-Kmita]. Bardziej mnie cieszy jednak, że Zagłębie zremisowało, bo każde stracone przez nich punkty są z korzyścią dla nas. Lubinianie, mimo prowadzenia dwoma bramkami, nie wygrali i to cieszy. A gol Micanskiego się nie liczy, ważne, że odskoczyliśmy im w tabeli.

Zadeklarujesz, że powalczysz o koronę króla strzelców? O takie słowa teraz będzie ci chyba łatwiej, niż przed sezonem.

- Nie, nie. Rozegraliśmy dopiero osiem spotkań i jeszcze wiele przed nami. Obecnie jestem wiceliderem tej klasyfikacji, ale dwa mecze i może być zupełnie inaczej. Ktoś może mieć dobry dzień, strzelić hat-tricka i wskoczyć na fotel lidera. Dopiero co ja zajmowałem pierwsze miejsce, Micanski złapał wiatr w żagle i mnie wyprzedził. Tak samo jest w lidze, że sytuacja szybko może ulec zmianie.

Kibice zastanawiają się, ile goli strzelisz w tym sezonie. Podobno odpowiedzią na to pytanie jest numer twojej koszulki[22].

- Jakiś czas temu pewien dziennikarz zapytał mnie, czy strzelę tyle bramek, ile mam na koszulce. Powiedziałem, że życzyłbym sobie tego. Żadnej deklaracji jednak nie złożyłem. Na razie chcę strzelać w każdym meczu i jak na razie nieźle mi to wychodzi.

Z obecną formą zdobędziesz chyba więcej niż 22 bramki. W pierwszej lidze są przecież 34 kolejki...

- Gdybym poszedł do wróżki, może by powiedziała, ile strzelę (śmiech). Na razie można wnioskować, że może być ich wiele. Wiadomo, że jak napastnik trafia do siatki, to jeszcze bardziej się "nakręca" i jest skuteczniejszy.

A ty we wróżkę się nie zabawisz?

- Nie. Ja po prostu chcę w każdym meczu strzelać. Dla mnie najważniejszy jest awans, a korona króla strzelców schodzi na drugi plan.

Komentarze (0)