Wymagam wiele od siebie i zawodników - rozmowa z Miroslavem Čopjakiem, trenerem Zagłębia Sosnowiec

Po serii czterech meczów, w których sosnowiczanie ani raz nie byli w stanie zdobyć kompletu punktów, zapadła decyzja o zmianie trenera. Zdecydowano, że drużynę z kryzysu ma wydostać Miroslav Čopjak, były szkoleniowiec Świtu Dwór Mazowiecki i Odry Opole. Jego zadaniem ma być awans do I ligi.

Piotr Tafil: W sobotę czeka pana debiut na ławce trenerskiej Zagłębia. Co wiecie o przeciwniku?

Miroslav Čopjak: O Lechii Zielona Góra wiemy tyle, że to bardzo młoda drużyna. Gra tam kilku naprawdę utalentowanych chłopaków. Szczególną uwagę trzeba zwrócić na Michała Kojdera, który strzelił już w lidze kilka bramek.

Mało tych informacji. To chyba duże utrudnienie w pracy trenera, jeśli tak naprawdę nie wie, czego może się spodziewać po rywalu?

- Niestety, ale takie są realia. Dlatego nie możemy czekać na to, co zrobią, ale od razu narzucić nasze warunki. To oni muszą dostosować się do naszego stylu gry, a nie my do ich. Zresztą tak powinien wyglądać każdy mecz.

Jaki styl gry będzie pan chciał wpoić drużynie?

- Naszym celem jest awans. Żeby go zrobić, musimy w każdym spotkaniu walczyć o zwycięstwo. Od zawodników oczekuję maksymalnego zaangażowania. Tylko tak możemy zrobić to, co sobie zaplanowaliśmy.

Chcecie awansu, ale drużyna zajmuje miejsce w strefie spadkowej. W tym momencie Zagłębie jest bliżej III, niż I ligi.

- Rzeczywiście, sytuacja jest trudna. Mamy jednak do rozegrania jeszcze jeden zaległy mecz. Jeżeli odzyskamy jeszcze te cztery ujemne punkty, które zabrał nam PZPN, to tabela nie będzie już wyglądała tak tragicznie. Wierzę, że będzie dobrze.

Czy drużyna, którą pan przejął jest dobrze przygotowana do sezonu? Piłkarze mają wystarczający potencjał, by walczyć o awans?

- O tym będziemy mogli porozmawiać po najbliższym meczu. Pierwszy raz widziałem tych chłopaków dwa dni temu. Dopiero spotkanie z Lechią da mi odpowiedź na to, czy są dobrze przygotowani fizycznie. Na treningach staram się nie narzucać im zbyt dużych obciążeń. Szlifujemy taktykę, dużo czasu poświęcamy stałym fragmentom gry. Tak naprawdę nie wiem jeszcze, jakie mają możliwości.

W kadrze Zagłębia są piłkarze ograni w ekstraklasie. Personalnie jest to najmocniejszy zespół w II lidze. Czemu nie potrafią potwierdzić tego na boisku?

- Wydaje mi się, że do tej pory nie stanowili całości, prawdziwej drużyny. Piłka nożna to nie jest sport indywidualny. Zawodnicy muszą zrozumieć, że nie grają tylko dla siebie, ale dla całego zespołu, kibiców i klubu.

W Polsce ma pan opinię twardego, wymagającego trenera, który trzyma zawodników krótko. Rzeczywiście tak jest?

- Tak to wygląda. W każdym zawodzie do celu dochodzi się ciężką pracą i przestrzeganiem pewnych zasad. Wymagam wiele od siebie i zawodników. Nie może być tak, że piłkarz robi to, co mu się podoba. Jeżeli chcemy stworzyć bardzo dobrą drużynę, która w tym sezonie awansuje, to zawodnicy muszą się podporządkować wyznaczonym regułom. Ja jestem normalnym człowiekiem, jeśli będą się starać i ciężko pracować, to z mojej strony nie będą mieć żadnych problemów.

W Zagłębiu było ostatnio dwóch trenerów, którzy wyznawali podobną filozofię futbolu. Obaj musieli odejść po konfliktach z piłkarzami.

- Nie znam tych trenerów, więc nie wiem jak to było. Jasno przedstawiłem zawodnikom zasady, na jakich będziemy pracować. Myślę, że je zaakceptowali. Jak na razie, współpraca układa nam się bardzo dobrze.

Działacze klubu mówią, że dawno nie mieli do czynienia z trenerem tak oddanym swojej pracy, jak pan.

- W piłce nożnej nie można tylko patrzeć w przyszłość. Żeby być jeszcze lepszym, należy przeanalizować wszystko, co zrobiło się wcześniej. Wtedy wiadomo co zrobiło się dobrze, a co źle. Temu służy dokładna analiza meczów i treningów, która niestety zajmuje trochę czasu.

Niedługo pierwszy mecz w Pucharze Polski. Potraktujecie te rozgrywki poważnie, czy wobec trudnej sytuacji w lidze, będzie pan chciał oszczędzać najlepszych zawodników?

- Mamy na tyle szeroką kadrę, że każdy mecz będziemy traktować poważnie. Rezerwowi muszą być w stanie w każdej chwili zastąpić tych zawodników, którzy grają częściej. Powiem tyle, że kto by nie zagrał w Pucharze Polski, będę od niego wymagał maksymalnego zaangażowania.

Trener Pierścionek co tydzień ogrywał rezerwowych w sparingach z lokalnymi zespołami z niższych lig. Podtrzyma pan tą tradycję?

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł, na pewno wart kontynuowania. Wszyscy zawodnicy muszą utrzymywać rytm meczowy, żeby prawidłowo się rozwijać. Będę chciał do tego wrócić.

W drugiej lidze obowiązuje przepis, zgodnie z którym przez cały mecz na boisku musi przebywać dwóch młodych piłkarzy. Trenerzy żalą się, że utrudnia im to pracę. W Czechach chyba nikt jeszcze nie wpadł na taki pomysł?

- Rzeczywiście, w Czechach tego nie ma. To są jednak dwie strony medalu. Bywa tak, że w klubach są młodzi, utalentowani zawodnicy, którzy inaczej nie dostawaliby szans na grę. Znam takich trenerów, którzy wolą wystawiać bardziej doświadczonych piłkarzy. Taki przepis wymusza nie tylko dawanie szansy młodym chłopakom, ale też ścisłą współpracę z trenerami grup młodzieżowych. Czy mi to pasuje, czy nie – jestem w Polsce i muszę się do tego dostosować.

Spędził pan już sporo czasu w Polsce i na własnej skórze doświadczył zamieszania, które panuje w naszej piłce. Jak człowiek z zewnątrz odbiera polską futbolową rzeczywistość ?

- Takie zamieszanie jest wszędzie, w całej Europie. Różnica jest taka, że u was się o tym mówi, a gdzie indziej niekoniecznie. Nie bądźmy za bardzo krytyczni wobec Polaków.

Komentarze (0)