Hubert Wołąkiewicz etatowym wykonawcą jedenastek w Lechu Poznań: Długo na nie czekałem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Hubert Wołąkiewicz wyrasta na etatowego egzekutora rzutów karnych w Lechu. W piątek wykorzystał kolejną jedenastkę i dołożył cegiełkę do zwycięstwa poznaniaków nad Lechią Gdańsk.

Mimo zainkasowania kompletu oczek defensorzy Kolejorza mają materiał do analizy. W końcówce stracili bowiem dwa gole. - Zdajemy sobie sprawę, że ludzie będą nam to wypominać. Najważniejsze jest zwycięstwo, choć ma ono słodko-gorzki smak. Z pewnością nie powinniśmy pozwolić Lechii na wbicie bramek w taki sposób. Też maczałem przy nich palce. Takich błędów trzeba w przyszłości unikać - powiedział Hubert Wołąkiewicz.

Po półrocznym marazmie podopieczni Mariusza Rumaka wreszcie wygrali u siebie. - Po pojedynkach wyjazdowych słyszeliśmy słowo "dziękujemy" od kibiców, zaś na własnym stadionie nie padło ono już od dawna. Mam nadzieję, że triumf nad Lechią ostatecznie zakończy domową klątwę - dodał.

Czy Wołąkiewicz spodziewał się, że w starciu z gdańszczanami lechitom pójdzie tak łatwo? Prowadzenie 3:0 po 33 minutach postawiło ich w bardzo korzystnej sytuacji. - Niczego nie zakładaliśmy, ale mieliśmy świadomość, że jeśli szybko strzelimy bramkę, to worek się rozwiąże i znacznie ułatwimy sobie zadanie. To się potwierdziło. Wydawało się, że już w pierwszej połowie emocje się skończyły, ale trzeba oddać Lechii, że walczyła do ostatniego gwizdka sędziego. Wykorzystała przy tym nasze rozluźnienie, brak konsekwencji w tyłach i zrobiło się nerwowo - zanalizował 28-letni defensor.

Kolejorz nie potrafił odczarować własnego stadionu przez sześć miesięcy. Czy przełamanie tej fatalnej serii może być przełomem w walce o tytuł? - Legia zajmuje 1. miejsce, ale gonimy ją od samego początku rundy. Ważne jest to, że po kolejnej wygranej na wyjeździe potrafiliśmy pójść za ciosem i zwyciężyć także u siebie. Do tej pory ta sztuka nam się nie udawała, gubiliśmy punkty i ekipa z Warszawy nam uciekała - stwierdził Wołąkiewicz.

Trener Mariusz Rumak uważa, że Kolejorz musi triumfować seryjnie. Trudno się z tym nie zgodzić, wszak Wojskowi też ustabilizowali formę i rzadko notują wpadki. - To prawda. Zresztą gdybyśmy tylko trochę lepiej grali na własnym obiekcie, to pewnie bylibyśmy teraz liderem. Mam jednak nadzieję, że przełamanie będzie początkiem czegoś trwałego - oznajmił.

Na obecnym etapie przewaga Legii i Lecha nad resztą stawki jest już wyraźna (siedem oczek) i raczej trudno się spodziewać, by ktoś wskoczył pomiędzy te drużyny. - Nie byłbym tego taki pewny. Do końca sezonu pozostało dziewięć kolejek. Wiadomo, że szyki mogą nam pokrzyżować kartki czy kontuzje. Mimo to trzeba się cieszyć z tego dystansu. Spoglądamy teraz przed siebie i możemy się skupić na gonieniu legionistów - powiedział Wołąkiewicz.

W piątek 28-letni obrońca po raz drugi w rundzie wiosennej wykorzystał rzut karny. Zrobił to bardzo pewnie. - Byłem wyznaczony do jedenastek od jesieni, ale nie miałem okazji strzelać. Tymczasem w tym roku mieliśmy już dwa rzuty karne i cieszę się, że oba ułożyły się po mojej myśli. Mam nadzieję, że to nie koniec.

Jaka jest hierarchia w Kolejorzu jeśli chodzi o podchodzenie do piłki ustawionej na "wapnie"? - Najpierw robię to ja, a gdybym nie czuł się na siłach, to w następnej kolejności uderza Marcin Kamiński - wyjaśnił Wołąkiewicz.

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
Bodiczek
10.04.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wołąkiewicz tak całkiem pewnie karnych nie wykonuje. Nie zawsze uderza przy słupku i przy dobrej interwencji bramkarza nieszczęście gotowe.