Wymęczone zwycięstwo Zagłębia Sosnowiec

Wraz z przyjściem nowego trenera w serca sosnowieckich kibiców wstąpiły nadzieje na to, że Zagłębie zacznie grać na poziomie godnym faworyta do awansu. Jak na razie nic na to nie wskazuje, choć winowajcą na pewno nie jest Miroslav Copjak. W meczu z Lechią sosnowiczanie ostatecznie zainkasowali trzy punkty, ale styl gry i okoliczności, w jakich to zrobili, nie dają powodów do optymizmu.

- Proszę tylko spojrzeć na skład, jakim dysponuję. Walczymy o utrzymanie w lidze. Jeżeli wywieziemy stąd remis, to będzie naprawdę bardzo dobry wynik - mówił przed meczem Jarosław Miś. Trenerowi gości chodziło o młody wiek i brak doświadczenia zielonogórskich piłkarzy. Była to chyba z jego strony nadmierna skromność, bo ostatnie wyniki (4:0 z Miedzią Legnica i remis z mocną Unią Janikowo), jak również zacięta walka w meczu z Zagłębiem pokazują, że młodzi zawodnicy szybko nabierają drugoligowego ogrania.

W Sosnowcu nadzieje były duże. Trenera Pierścionka zastąpił Miroslav Copjak i choć wiadomo było, że czeski szkoleniowiec w ciągu kilku dni cudu nie dokona, to liczono na widoczną zmianę stylu gry Zagłębia. Charyzmatyczny trener miał poukładać drużynę i wyzwolić w niej ducha walki. Tymczasem w sobotę głównie przyglądał się temu, co robią jego podopieczni, pozostając nieco w cieniu swojego asystenta. To właśnie Gerard Juszczak miał decydujący wpływ na kształt wyjściowej jedenastki i poczynania taktyczne zespołu.

Eksperci, którzy uważali, że Zagłębie nie może grać już gorzej niż w kilku dotychczasowych meczach, musieli zweryfikować swoje opinie. Od początku spotkania z Lechią sosnowiczanie przypominali jedenastu ludzi, którzy grają ze sobą po raz pierwszy w życiu. W ich poczynaniach nie było widać jakiejkolwiek myśli taktycznej. Wobec braku kontuzjowanego Arkadiusza Kłody nie miał kto rozgrywać piłek. Zielonogórzanie zdominowali środek pola i jedynym sposobem na ominięcie ich linii pomocy były długie podania pod pole karne, które najczęściej padały łupem bramkarza lub rosłych obrońców Lechii. - Jeżeli miałbym wskazać pozycję, na której mamy największy problem, to będzie to środek pola - mówił po meczu Copjak. W dodatku piłkarzom Zagłębia wyraźnie brakowało woli walki.

Widząc nieporadność rywali, zielonogórzanie uwierzyli w siebie. Ich atak wyglądały nieźle do momentu, w którym trzeba było oddać strzał. Mocne uderzenia z dystansu mijały bramkę Zagłębia w bezpiecznej odległości, a w polu karnym brakowało im zimnej krwi. Chociaż w ich poczynaniach sporo było chaosu, to i tak prezentowali się korzystniej od Zagłębia. Może byliby nawet w stanie pokusić się o niespodziankę, ale plany te pokrzyżował arbiter, który minutę po rozpoczęciu drugiej połowy wyrzucił z boiska Krystiana Głowanię. - To jest skandal. Sędzia podbiegł do naszego zawodnika i pokazał mu drugą żółtą kartkę mówiąc, że to za machanie rękami - denerwowali się po meczu piłkarze gości.

Gra w przewadze wcale nie pomogła sosnowiczanom, którzy w dalszym ciągu mozolnie próbowali konstruować atak pozycyjny. Trochę ożywienia wniósł wprowadzony po przerwie Piotr Smolec, ale jego kończonych dośrodkowaniami rajdów prawą stroną nie miał kto sfinalizować. Dwaj napastnicy Zagłębia grali bowiem bardzo źle. O ile Rafał Bałecki starał się i walczył, to Paweł Smółka zaliczył kolejny katastrofalny występ. Gubił się na boisku, tracił piłki, a kiedy już miał okazje, to w fatalnym stylu je marnował. Wypożyczony z Wisły Kraków napastnik rozczarowuje, ale ciągle dostaje szanse na rehabilitacje. Czemu? Klubową tajemnicą poliszynela są dobre stosunki, jakie łączą go z drugim trenerem Zagłębia. - Dopóki Juszczak będzie decydował o składzie, to Smółka będzie miał w nim miejsce - zdradza jeden z piłkarzy.

Na faworyzowaniu młodego wychowanka Wisły traci Zagłębie, bo na ławce musi siedzieć Krzysztof Myśliwy. Pozyskany z Naprzodu Jędrzejów napastnik jest świetnie wyszkolony technicznie, dobrze przygotowany fizycznie i choć na koncie ma do tej pory tylko jedną bramkę, to nikt tak jak on nie potrafi dograć piłki do dobrze ustawionego partnera. Nic więc dziwnego, że zniecierpliwieni kibice zaczęli się głośno domagać jego wejścia na boisko. W końcu sztab trenerski skapitulował i Myśliwy w 25 minut wygrał Zagłębiu mecz. W 83. minucie idealnie dośrodkował do Bałeckiego, a temu nie pozostało nic innego jak przyłożyć nogę do piłki i wbić ją do bramki. - Nie będę komentował przyczyn, z powodu których nie gram. Mam tylko nadzieję, że wreszcie przekonam do siebie trenera - powiedział po meczu Myśliwy. Ambitni zielonogórzanie próbowali jeszcze doprowadzić do wyrównania, ale znowu brakowało im celności przy strzałach z dystansu.

Zagłębie Sosnowiec – Lechia Zielona Góra 1:0 (0:0)

1:0 - Bałecki 83'

Komentarze (0)