- Widziałem, że bramkarz szybko biegnie do mnie i chciałem wykorzystać jego wyjście z bramki. Szukałem luki pomiędzy jego nogami i udało mi się trafić do bramki - rozpoczął swoją wypowiedź Bartłomiej Pawłowski, zawodnik Widzewa Łódź. - Te bramki jakoś wpadają. Mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej. Przed rundą postawiłem sobie za cel zdobycie sześciu goli i nadal mam szansę, aby ich tyle zdobyć - dodał.
Skąd bierze się tak dobra skuteczność młodzieżowego reprezentanta Polski? Zawodnik strzela w Widzewie i w kadrze jak na zawołanie. - Wydaje mi się, że wszystko bierze się z dobrego treningu. Jak dobrze się trenuje, to widać efekty na boisku. A jak źle, to potem strzela się w krzaki. My mamy dużo zajęć strzeleckich. Trener Mroczkowski podchodzi do tego tematu bardzo poważnie, robi zajęcie indywidualne dla młodych zawodników i to procentuje - mówił widzewiak.
Gospodarze piątkowego spotkania wyszli na prowadzenie w 10. minucie meczu, lecz kolejny raz nie udało im się dowieźć zwycięstwa do ostatniego gwizdka sędziego. - Do odniesienia zwycięstwa zabrakło nam lepszej skuteczności. Mieliśmy kilka dobrych okazji, które mogliśmy wykorzystać. Natomiast Piast Gliwice podszedł nas od strony stałych fragmentów, a my znów popełniliśmy tutaj błąd - przyznał.
Widzewiacy o wiele lepiej spisali się w drugiej odsłonie spotkania, kiedy stworzyli sobie kilka klarownych okazji do zdobycia bramki. Jednak na początku wspomnianej części gry niewidoczny był nasz rozmówca, przez co łodzianie nie stwarzali zagrożenie lewą stroną. - Był taki moment, że Piast przejął trochę inicjatywę. Graliśmy trochę chaotycznie i do przodu szły długie piłki, a nie wszyscy nasi zawodnicy czują się z nimi dobrze. Wiadomo, że Piast ma silnych obrońców i ciężko było wygrywać z nimi pojedynki główkowe. Ale później piłka wróciła na podłoże i znów można było cieszyć się grą - mówił Pawłowski.
Podsumowując wynik piątkowego spotkania, Widzew zdobył punkt, czy raczej stracił dwa? - Zdecydowanie zdobył punkt, bo Piast jest nad nami w tabeli. Graliśmy o pełną pulę, ale nasz rywal napsuł już krwi zespołom, które są od nas bardziej zasłużone w ostatnim czasie. Bo Widzewa ma piękną historię. Pokonali Wisłę na ich terenie. Cieszymy się z tego remisu - powiedział.
W drugiej części spotkania na murawie zameldował się rówieśnik Pawłowskiego i jego kolega z drużyny , lecz nie zdołał on pomóc swojemu zespołowi. Chwilę po wejściu na boisku doznał kontuzji, zrywając po raz trzeci w swojej karierze więzadła w kolanie. - Z Michałem znamy się bardzo długo, bo graliśmy ze sobą na poziomie juniorskim w lidzie województwa łódzkiego, a także w kadrze wojewódzkiej. Powiem szczerze, że nie wiem co mu się dokładnie stało, ale życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia. Rywalizacja i walki musi być na boisku, lecz mam nadzieję, że nie będzie to się kończyło kolejnymi urazami - przyznał wypożyczony z Jagiellonii Białystok zawodnik.
W następnej kolejce Widzewiacy udają się na mecz wyjazdowy do Krakowa, gdzie zmierzą się z Wisłą Kraków, która nie tak dawno przegrała u siebie z Piastem 1:2. - Powtarzałem kilka razy, że mecz meczowi nie jest równy. Pojechaliśmy do Chorzowa, gdzie wszyscy mówili o tym, jak Ruch jest słaby, a stało się tak, jak się stało. Nie ma za bardzo sensu patrzeć na tabelę, tylko patrzeć na siebie. Ważne, żeby w każdym meczu punktować. Nie zawsze uda się wygrać. Ważne, że udaje się zdobyć jeden punkcik i idziemy w górę tabeli - zakończył.