Jerzy Dudek: Teraz może Real - Liverpool w Warszawie?

- Najbardziej będzie mi brakowało tej atmosfera bycia w zespole - mówi [tag=3118]Jerzy Dudek[/tag], który we wtorek z Liechtensteinem po raz ostatni w karierze wystąpił w oficjalnym meczu.

- Jak jesteś w szatni, jesteś na zgrupowaniu, krzątasz się po hotelu, masz swój pokój, koncentrujesz się, trenujesz - to świetne uczucie. To jest to, co się kocha, co się robi przez całe życie. To jest mój ostatni mecz w reprezentacji, ale nie powiedziałem, że to mój ostatni mecz w ogóle. Może mecz Real Madryt - Liverpool na Stadionie Narodowym? To na pewno był mój oficjalny mecz, bo nie spodziewam się, że zagram jeszcze w jakimś klubie - kontynuuje Dudek, dla którego był to 60. występ w narodowych barwach, dzięki czemu wszedł do Klubu Wybitnego Reprezentanta.

41-latek pojawił się w wyjściowym składzie biało-czerwonych z symbolicznym numerem "60" na bluzie bramkarskiej. W 34. minucie zastąpił go Artur Boruc. Dudek nie miał ani jednej okazji do interwencji rękami, ale kilkukrotnie przez niego przegrywana była akcja Polaków.

- Czekałem na jakąś interwencję. Rywale dwa razy wyszli z kontratakiem, ale do strzału nie doszli. Chciałem się pokazać z dobrej strony. Założyłem sobie, że każde zagranie będę wykonywał na sto procent, każdy pas musiał być dopieszczony. Z tego też można czerpać przyjemność - mówi jeden z najlepszych bramkarzy w historii polskiej piłki i dodaje: - Musiałem być bardzo skoncentrowany, bo dużo więcej mogłem w tym meczu przegrać, niż wygrać. Przeciwnik nie był przesadnie silny, ale w takich okolicznościach najłatwiej o błąd.

Kiedy schodził z boiska, kibice zgotowali mu owację na stojąco, a koledzy z drużyny uformowali szpaler. Podobnie było, kiedy w 2011 roku żegnał się z Realem Madryt. Który moment był bardziej emocjonujący? - Nie spodziewałem się, że chłopcy zrobią szpaler. Ten w Madrycie był bardziej zaskakujący, bo debiutancki. To bardzo dobrze, że ten zwyczaj zaczyna pojawiać się w kulturze piłkarskiej. To poprawia szacunek. To bardzo miłe, kiedy koledzy robią ten ostatni korytarz do szatni.

Jak Dudek ocenia obecną reprezentację, którą miał okazję trochę poznać przez dwa dni pobytu na zgrupowaniu? - Widać dużą koncentrację. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że to będzie ważny mecz. Widać też chęć rehabilitacji za tę Ukrainę. Na początku kiedy dołączyłem do drużyny, było spokojnie, ale z każdą chwilą zespół stawał się głośniejszy. Widać, że integracja przebiega w dobrym kierunku. Reprezentację można porównać do wielkich klubów, gdzie jest mało czasu na zgrywanie się młodych zawodników z zespołem, ale widać, że jest potencjał w tej drużynie. Coraz więcej kadrowiczów gra zagranicą, co jest dla nich cennym doświadczeniem.

Co teraz z Jerzym Dudkiem? Czego będzie mu najbardziej brakowało po oficjalnym zakończeniu kariery piłkarskiej? - Z jednej strony będzie mi tego brakowało, ale z drugiej tyle lat dyscypliny, samodyscypliny, zsynchronizowanego życia: pobudka, trening, odpoczynek i każdego dnia to samo. Ale lubiłem to. Wiedziałem, co będzie jutro, pojutrze. A teraz? Niby czasu mam tak dużo, ale mam wiele pozaboiskowych spraw. Najbardziej będzie mi brakowało tej atmosfera bycia w zespole - twierdzi.

Zdobywca Ligi Mistrzów 2005 jest zapalonym golfistą, ale ostatnio oddaje się też innej pasji - sportom motorowym. - To jest jedna z moich pasji obok golfa. Mam licencję profesjonalnego kierowcy i miałem już swoją pierwszą przeprawę. W czerwcu będę jeździł w Poznaniu. Jak dobrze pójdzie, to kto wie? Każdy kto wsiądzie do auta, czuję tę adrenalinę. Nigdy nie poczułem większej adrenaliny, niż kiedy wsiadłem do autem, nie było czerwonego światła i wszyscy dookoła są tak samo nabuzowani, żeby dojechać do zakrętu jako pierwsi.

60. mecz z orłem na piersi i zakończenie kariery piłkarskiej Dudek świętował we wtorek w gronie najbliższych, a w środę chciałby odwiedzić jeszcze kadrowiczów na zgrupowaniu w Wieliczce. - Może jakiś torcik, może piwko? Chociaż piwko nie, bo piątkowy mecz jest już blisko - puszcza oko były reprezentant Polski.

Źródło artykułu: