Edgar Bernhardt: Zrobiliśmy zaj****** robotę!

[tag=32038]Edgar Bernhardt[/tag] to kluczowa postać w zespole Cracovii. 27-letni Rosjanin w drodze do ekstraklasy zdobył 5 bramek i zanotował 8 asyst. Do tego zarażał wszystkich pozytywną energią i wiarą w sukces.

- To był ciężki rok. Było dużo stresu, który sami sobie zrobiliśmy. Mogliśmy dużo wcześniej awansować. Ale wiedziałem, że to my awansujemy. Dwa tygodnie przed końcem sezonu wszystkim mówiłem, że awansujemy, a oni się na mnie patrzyli jak na głupiego. Adaś Marciniak przed meczem z Miedzią dwa razy do mnie pokoju przychodził i pytał, czy będzie awans. "Będzie! Będzie!" mówiłem. Zasłużyliśmy na ten awans ciężką pracą przez cały rok. Było też trochę szczęścia i mamy ekstraklasę. Trener jest ojcem tego sukcesu. Trener, jego sztab i my zrobiliśmy zaj***** robotę - mówi Bernhardt.

"Edi" przyszedł do Cracovii w sierpniu minionego roku z fińskiego FC Lahti. Z miejsca wywalczył sobie pozycję w zespole. Już w debiucie z Okocimskim Brzesko popisał się dwiema asystami, które znamionowały jego wysoką klasę. Nie bez przyczyny w końcu kilka miesięcy wcześniej chciały go Legia Warszawa i Górnik Zabrze, ale na przeszkodzie stawały sprawy formalne.

Do Pasów też dostał się po kilkudniowych testach, w czasie których przekonał do siebie trenera Wojciech Stawowy. On sam po tak krótkim czasie bardzo chciał zostać w Cracovii, bo odpowiadał mu techniczny styl gry zaproponowany przez szkoleniowca. - Będziemy grali tiki-takę jak Barcelonę. Podoba mi się to! - mówił już po pierwszym treningu w Pasach.

Po udanym debiucie z Okocimskim trafiał do siatki Arki Gdynia i Łódzkiego Klubu Sportowego, ale później nieco zgasł. Formę odnalazł na końcówkę rundy jesiennej. - Kiedy przyjechałem do Cracovii, miałem w nogach 11 meczów w lidze fińskiej. Tutaj spotkałem się z nowym sposobem treningu, bo w Finlandii graliśmy 4-5 miesięcy w roku i graliśmy co trzy dni, nie trenując praktycznie w czasie sezonu. W Polsce pierwsze miesiące były z tego względu trudne. Teraz już wiem, jak się pracuje w Cracovii, znam trenera, on zna mnie - tłumaczy Bernhardt.

Poliglota z Cracovii (włada rosyjskim, niemieckim, angielskim, holenderskim i polskim) przyznaje, że najtrudniejszym momentem długiego sezonu był dla Cracovii początek rundy wiosennej. - Po długiej przerwie, po długiej zimie, jeszcze w zimowych warunkach traciliśmy często punkty i to nie był łatwy okres. Ale nie traciliśmy wiary. Trener potrafił dać nam "z***ę". Jak widział, że ktoś ma zwieszony głowy, dawał "z***ę" i od razu było lepiej - cieszy się Bernhardt.

27-latek nie przejmuje się niewielkim dorobkiem bramkowym: pod tym względem wyprzedzają go Vladimir Boljević i Bartłomiej Dudzic. Jak sam mówi, odbija to sobie asystami, których ma najwięcej w drużynie: - Jak już strzelę, to ważną bramkę (śmiech). Zawsze wolę podać koledzy. Dla mnie asysty są tak samo ważne, jak gole. Jak nie ma asyst, to nie ma bramek.

Bernhardt ostrzy sobie zęby na grę w ekstraklasie. - Awans z Cracovią do ekstraklasy to mój największy sukces w karierze. W nowym sezonie chcemy też zrobić coś dużego. Mamy do tego drużynę, mamy do tego trenera. Czemu tego nie zrobić? Co wiem o ekstraklasie? - Widziałem tylko jeden mecz Zagłębia Lubin z Górnikiem Zabrze, kiedy pojechaliśmy z Damianem Dąbrowskim do jego rodziców. Wiem jednak, co nas czeka, bo długo gram w piłkę. Już nie mogę się doczekać meczów z Wisłą, Legią, Lechem... - kończy gracz Pasów.

Źródło artykułu: