Mam żal do ludzi z Bełchatowa, którzy podjęli pewne decyzje - rozmowa z Jackiem Popkiem

Przez kontuzje Jacek Popek rozegrał w minionym sezonie tylko jedno spotkanie w barwach Zawiszy Bydgoszcz. - Mam nadzieję, że nie będą do mnie dzwoniły kluby z IV ligi. Poradzę sobie w I lidze - mówi.

Mateusz Michałek
Mateusz Michałek

Mateusz Michałek: Można liczyć na to, że nagle pojawi się jakaś informacja o pańskim nowym klubie? Bo w tej chwili próżno szukać nawet plotek.

Jacek Popek: Trwają jakieś rozmowy, ale na razie to nic konkretnego. Okres transferowy się rozpoczął, ciężko powiedzieć, co się wydarzy. Mam ochotę jeszcze pograć w piłkę i czekam na jakąś fajną propozycję. W tym wieku, w dodatku po takim roku, trudno jednak oczekiwać, żeby zainteresowanie było nie wiadomo jak duże.

Jeśli już, chodziłoby tylko o I ligę?

- Po takim sezonie nie mam wysokich oczekiwań. Przede wszystkim chcę wrócić do zajęć z drużyną, bo ostatnio trenowałem tylko indywidualnie.

Ale wiadomo, że nie pójdzie pan nie wiadomo jak nisko.

- Mam swoje ambicje i mam nadzieję, że nie będą do mnie dzwoniły drużyny z IV ligi. Uważam, że moje ambicje są jeszcze na tyle wysokie, że spokojnie poradzę sobie w I lidze. A może nawet i w Ekstraklasie, ale wiem, że tam są inne realia i prezesi stawiają już inne wymagania. Nie oszukujmy się, jeśli zgłosi się do mnie pierwszoligowy zespół, spokojnie z nim porozmawiam.

Miał pan do jakiegoś momentu nadzieję, że jednak pozostanie pan w Zawiszy?

- Moja sytuacja w Bydgoszczy była bardzo skomplikowana. Kontuzja, dobrze przygotowany okres przygotowawczy, kolejna kontuzja... Co prawda krótsza, ale nie mogłem wymagać od szkoleniowca, żeby dawał mi szanse powrotu do formy, w czasie, gdy drużyna walczyła o awans. Jestem doświadczonym zawodnikiem, pogodziłem się z tym.

Naprawdę nie miał pan szczęścia w minionym sezonie.

- Po prostu pech. W trakcie całej przygody z piłką to był dla mnie pierwszy taki rok. Wcześniej, mimo drobniejszych urazów co sezon grałem około 20, 25 spotkań w Ekstraklasie. Na pewno mogła się na to złożyć również zmiana treningów. Często tak jest, że rodzaj zajęć preferowanych przez szkoleniowca w jakimś stopniu wpływa na danego zawodnika. Ale nie ma o czym mówić. Mam nadzieję, że ten pech już mnie opuścił.

Dla starszego zawodnika zerwanie więzadeł krzyżowych to zupełnie coś innego, aniżeli dla młodego zawodnika, który dopiero zaczyna grać.

- Na pewno nie miałem problemów z podejściem psychicznym. Bardziej chodzi o kwestie fizyczne, pewne rzeczy są już ograniczone. W pewnym momencie uznałem, że robię zbyt dużo, bo za bardzo chcę. Może trzeba było podejść do tego spokojniej, ale po prostu chciałem dać coś Zawiszy, który wyciągnął do mnie rękę.

Będzie pan kiedyś wymieniał awans Zawiszy jako jeden ze swoich sukcesów?

- Trzeba na to spojrzeć obiektywnie, mój wkład w awans Zawiszy był znikomy. Zagrałem w jednym spotkaniu. W dodatku wypadłem nie najlepiej, ale to też wynikało z tego, że właśnie wróciłem po drugiej kontuzji. Bardzo cieszę się z awansu, ale nie będę wpisywał go do CV.

Jak pan w ogóle widzi swoją byłą drużynę w Ekstraklasie?

- Koledzy do mnie dzwonią i z tego co wiem, zmian personalnych będzie bardzo dużo. I one są potrzebne, bo po awansie zespołowi trzeba dodać jeszcze więcej jakości. Ciężko mi powiedzieć, jak Zawisza będzie się prezentował w nowym sezonie. Ale szczerze, osobiście nie widzę tego klubu w górnej połówce tabeli. Choć oczywiście nikt nie położy się tam na boisku. Niektóre spotkanie będą pewnie bardzo emocjonujące. Tym bardziej, że zawodników może ponieść kilkanaście tysięcy kibiców.

Przed Zawiszą przez kilkanaście lat grał pan w Bełchatowie. Odszedł pan i po siedmiu sezonach GKS spadł z Ekstraklasy...

- Razem z Łukaszem Sapelą naprawdę związaliśmy się z Bełchatowem. Ludzie ocenili nas jednak po swojemu i za pewne rzeczy wyrzucili z klubu. GKS spadł mimo że wiosną prezentował się wyśmienicie. Szkoda, bo kilku chłopaków ewidentnie się odbudowało, pokazali się też nowi. I liga jest specyficzna i nie można jej przełożyć na Ekstraklasie, ale mam nadzieję, że praca trenera Kieresia przyniesie efekty również szczebel niżej. W przyszłym sezonie GKS może liczyć się w walce o awans.

Z tego co słyszę cały czas ma pan żal do tego klubu.

- Przez 12 lat gry w Bełchatowie przeżywałem tam różne rzeczy. Mam żal do ludzi, którzy podjęli pewne decyzje, nie do klubu. Na dzień dzisiejszy, mieszkając w tym mieście nie mogę działać. Nikt nie chcę, żebym pomógł i pełnił w klubie jakąś rolę. Miałem nadzieję, że po tylu latach gry w jego barwach będzie inaczej. Zresztą kiedyś był taki temat, ale ktoś zmienił zdanie. Ale takie jest życie, trzeba się z tym pogodzić.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×