Aspekty sportowe nie zawsze decydują - rozmowa z Wojciechem Mrozem, byłym piłkarzem Sandecji Nowy Sącz

Wojciech Mróz od 1 lipca nie jest już piłkarzem Sandecji Nowy Sącz. W rozmowie z naszym portalem 25-letni pomocnik opowiedział m.in. o powodach odejścia i o swojej przyszłości.

Krzysztof Niedzielan: 30 czerwca twój kontrakt z Sandecją wygasł. Rozmowy o jego przedłużeniu zakończyły się fiaskiem. Dlaczego?

Wojciech Mróz: To jest dobre pytanie. Prawdą jest, że rozmawiałem z prezesami, wyraziłem swoją opinię na temat ostatniej rundy i powiedziałem, że jeśli mam tak mało grać, to nie widzę swojej przyszłości w Sandecji. Co prawda od zarządu i od trenera usłyszałem, że są zainteresowani dalszą współpracą, ale skończyło się na słownych obietnicach. Po wygaśnięciu kontraktu wyjechałem na Śląsk i nie było już odzewu. Odebrałem to w taki sposób, że jednak nie chcą mnie w tym klubie. Widocznie się nie sprawdziłem, choć takich słów nie usłyszałem od trenera.

Czyli zabrakło konkretnej deklaracji ze strony Sandecji?

- Dokładnie tak. Nie byłem dla nich anonimowym zawodnikiem, bo grałem już drugi raz dla tego klubu, a rozmowy o przedłużeniu umowy rozpoczęły się dopiero pod koniec czerwca. Nie wiem czy ktoś przyjdzie na moje miejsce, ale ja też muszę się szanować. Nie zamierzałem siedzieć tam bez kontraktu, płacić za mieszkanie i wyżywienie, nie wiedząc co mnie czeka. Brałem pod uwagę słowa trenera Hajdy, który powiedział, że chce mnie w przyszłym sezonie, ale nie poszły za tym konkrety. Rozpoczął się już lipiec, więc wszystko powinno się już wyjaśnić. Tak się nie stało, więc na teraz uznaję rozdział pt. "Sandecja" za zamknięty.

Jak będziesz wspominał grę w Nowym Sączu?

- Przeżyłem tam bardzo miłe chwile, ale też te smutniejsze. Ogólnie rzecz biorąc pozostają mi bardzo dobre wspomnienia jeśli chodzi o miasto, kibiców i osoby, które tam poznałem. Jeśli w przyszłości pojawi się propozycja z tego klubu to na pewno ją rozważę.

[b]

Ze sportowego punktu widzenia, masz chyba mieszane uczucia. Na jesień grałeś regularnie, wiosną raptem 5 razy wyszedłeś na boisko, za każdym razem z ławki. Częściowo można to tłumaczyć kontuzją, którą złapałeś, ale ja uważam, że do ulubieńców Mirosława Hajdy nie należałeś.[/b]

 - Za trenera Jarosława Araszkiewicza (w trakcie rundy jesiennej zastąpił go Janusz Świerad - przyp. red.), graliśmy trójką w środku pola i opuściłem tylko jeden mecz. W przerwie zimowej nastąpiła kolejna zmiana na ławce trenerskiej, a co za tym idzie zmiany personalne. Zaczęliśmy też grać dwoma zawodnikami w środku boiska. Na tej pozycji występował Paweł Nowak, bardzo dobry piłkarz, który przyszedł z ekstraklasowej Lechii Gdańsk, a drugim był młodzieżowiec, zazwyczaj Piotr Mroziński. Kiedy już pojawiła się nadzieja na grę, złapałem drobny uraz. Mimo tego uważam, że mogłem dostać więcej szans i na to zasługiwałem. W okresie przygotowawczym prezentowałem się przyzwoicie i miałem nadzieję, że będę się pojawiać na boisku i pomagać drużynie.

Czy można powiedzieć o konflikcie ze szkoleniowcem?

- Zdecydowanie nie. Ja wychodzę z założenia, że nie należy za dużo mówić, a robić to, co trener nakazuje. Nie ukrywam, że chemii między nami nie było. Zawsze chcę czerpać satysfakcję z tego, co robię, a ostatnio zabrakło tego najważniejszego, czyli gry i emocji z tym związanych. Momentami byłem zaskoczony, gdy nie ja wchodziłem na boisko, a inny zawodnik, nominalnie nie występujący na tej pozycji. Widocznie byłem słabszy. To są decyzje trenera, do których ma prawo i ja je szanuję. Jeżeli widzę, że nie jestem potrzebny drużynie, to wole odejść. Bezczynność, siedzenie na ławce mija się z celem.

Wojciech Mróz zrobi krok w tył, by potem ruszyć do przodu
Wojciech Mróz zrobi krok w tył, by potem ruszyć do przodu

Prawdą jest, że trener Hajdo stawiał głównie na graczy, którzy przyszli zimą. Co prawda trudno, żeby ktoś posadził na ławce Marcina Cabaja, Marcina Makucha czy Piotra Kosiorowskiego, ale już Peter Petran zaczął grać po tym jak kontuzji doznał Sebastian Duda, Marcin Kowalski wszedł na boisko tylko 4 razy, Ty również grałeś bardzo mało, Sebastian Szczepański też spędził wiosną na murawie mniej, niż jesienią.

- Coraz częściej jest niestety tak, że nie wszystko zależy od zawodnika i od kwestii czysto sportowych. To przykre, bo mimo dobrej pracy na treningach, walki i wkładania w to serca, nie dostaje się szansy. Cóż, mam nadzieję, ze sądeccy kibice będą mnie dobrze wspominać.

Może za dużo było tych zmian - piłkarzy, trenerów. Trudno osiągnąć wysoką formę, kiedy brak stabilizacji.

- W sporcie zespołowym chyba najważniejsze jest to zgranie. Nie wiem do końca kto odpowiadał za takie kadrowe rewolucje i dlaczego one miały miejsce. Na pewno to nikomu na dobre nie służyło, dlatego życzę Sandecji stabilności finansowej i kadrowej. Są tam ludzie, którzy rozumieją, że takie prowadzenie klubu niczego dobrego nie przynosi i mam nadzieję, że uda im się to zmienić. Chciałbym, żeby Sandecja budowała zespół na długie lata i żeby o roszadach personalnych decydowały tylko względy sportowe.

Przed ostatnim meczem sezonu 2012/2013 zamanifestowaliście swoją trudną sytuację, a dokładniej zaległości klubu w wypłacaniu pensji. Jak to wygląda w Twoim przypadku?

- Nie chciałbym się zagłębiać w szczegóły, bo uważam, że byłoby to nie w porządku wobec zarządu. Powiem tylko, że nie wszystko jest jeszcze uregulowane, ale prezes Andrzej Danek zapewnił mnie, że w najbliższym czasie dostanę swoje pieniądze i wierzę w to, że tak się stanie.

Powiedziałeś, że rozdział Sandecja jest już zakończony, a teraz trenujesz z Polonią Bytom, której jesteś wychowankiem. Czy były już rozmowy na temat kontraktu?

- Negocjacje trwają. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w przyszłym tygodniu złożę podpis. Miałem sygnały z pierwszoligowych klubów, ale po ostatnich doświadczeniach wolę iść, tam gdzie na pewno mnie chcą, bo niestety nie zawsze względy sportowe decydują. Jestem już tym zmęczony. Poza tym grę w Bytomiu chcę pogodzić z kontynuacją studiów i będzie to dla mnie dodatkowy impuls. Poza tym mam ogromny sentyment do Polonii i trenera Jacka Trzeciaka, z którym kiedyś miałem okazję grać. Wchodziłem wtedy do seniorskiej piłki, a właśnie Jacek wziął mnie pod swoje skrzydła i wprowadzał mnie do szatni, gdzie mimo młodego wieku czułem się bardzo dobrze. Chciałbym teraz dobrą grą odwdzięczyć się za tamten okres.

Wracasz do swojego rodzinnego miasta, ale jeśli zwiążesz się z Polonią to będziesz grał tylko w II lidze.

- Mam świadomość, że robię mały krok w tył, ale w tym momencie najważniejsze jest to, by odbudować się piłkarsko. Mam nadzieję, że pomogą w tym Opatrzność Boża i zdrowie. Przychodzę do ludzi, których znam, którym ufam i wiem, że będę się tu czuł dobrze.

Źródło artykułu: