Trener Stawowy zaprogramował nas na awans - rozmowa z obrońcą Cracovii, Adamem Marciniakiem

- Szybko złapaliśmy, o co chodzi w filozofii trenera Stawowego i myślę, że głównie dzięki temu awansowaliśmy do ekstraklasy - mówi w rozmowie ze SportoweFakty.pl filar Cracovii - [tag=1364]Adam Marciniak[/tag].

25-letni Marciniak jest podstawowym zawodnikiem beniaminka T-Mobile Ekstraklasy i wszystko wskazuje na to, że w niedzielnym meczu 1. kolejki z Piastem Gliwice to on będzie nosił na ramieniu opaskę kapitańską Pasów. Dla SportoweFakty.pl opowiada o swoich poprzednich awansach do ekstraklasy, krytykowanym często niesprawiedliwie stylu Cracovii i szansach drużyny Wojciecha Stawowego w ekstraklasie.[b]

Maciej Kmita: Tak jak Ryszard Tarasiewicz jest trenerem-specjalistą od awansów do ekstraklasy, tak ty jesteś piłkarzem-specjalistą w tej dziedzinie. Ten z Cracovią jest już twoim czwartym w karierze, a masz dopiero 25 lat.[/b]

Adam Marciniak: - (śmiech) To fakt, ale to w Cracovii miałem największy udział w awansie. W poprzednich z moim macierzystym Łódzkim Klubem Sportowym, Śląskiem Wrocław i Górnikiem Zabrze nie byłem tak bardzo podstawowym zawodnikiem jak teraz.

Jako stary wyjadacz w tej kwestii jeszcze przed rozpoczęciem sezonu mówiłeś, że droga do ekstraklasy nie będzie usłana różami. I nie pomyliłeś się.

- Z tymi trzema klubami też awansowałem z drugiego, a nie z pierwszego miejsca i to też zawsze były dramatyczne rozstrzygnięcia. Wiedziałem po prostu, czego się spodziewać po I lidze. Emocje mieliśmy do samego końca. Wielu w trakcie sezonu nas skreślało, ale najważniejsze, że my wierzyliśmy do końca. W podobnych okolicznościach co teraz z Cracovią, awansowaliśmy ze Śląskiem. Przed ostatnią kolejką nie byliśmy na miejscu awansowym, ale Znicz przegrał niespodziewanie swój mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała, które wcześniej walczyło o awans, ale straciło na niego szanse. "Górale" zagrali jednak do końca tak jak teraz Flota z Termaliką, a my wygraliśmy swój mecz z Wartą w Poznaniu tak, jak teraz wygraliśmy z Miedzią w Legnicy.

Adam Marciniak
Adam Marciniak

Idźmy po kolei. Awans z ŁKS-em...

- Sezon 2005/2006. Nie miałem jeszcze 18 lat i wchodziłem powoli do pierwszej drużyny. W szatni byli Igor Sypniewski, Bodzio Wyparło, Dzidek Leszczyński, Artek Kościuk czy Łukasz Madej. Stara gwardia. Byłem młody, ale nie byłem "kotem". Starsi koledzy mnie fajnie przyjęli. W ŁKS-ie zawsze była dobra atmosfera w szatni - przyjacielska, serdeczna. Starzy piłkarze dobrze mnie przyjęli jako 17-latka. Fajne czasy.

Z ŁKS-u po rozegraniu jednej rundy w ekstraklasie wykupił cię Górnik Zabrze.

- I w Górniku byłem tylko pół roku. Zagrałem wtedy tylko jeden mecz. To był taki okres w moim życiu, że w kwietniu 2007 roku umarł mój tata, a w czerwcu tego samego roku wyjechałem do Zabrza. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nie wywalczyłem sobie miejsca w składzie - w Górniku była wtedy niezła drużyna. Nie powiem - to był ciężki okres, ale nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło. Zbierałem doświadczenie. Po pół roku Górnik wypożyczył mnie do II-ligowego Śląska, w którym zagrałem 8 spotkań, a jesienią sezonu 2008/2009 byłem wypożyczony do ŁKS-u, gdzie grałem już regularnie.

Masz szczęście do charyzmatycznych, wyrazistych trenerów - Marek Chojnacki, Ryszard Tarasiewicz, Adam Nawałka i teraz Wojciech Stawowy.

- Każdy z nich jest innym człowiekiem, ale każdy z nich ma mocną osobowość i jest po prostu dobrym trenerem. Mam szczęście do trenerów. Nie ma pracowałem jeszcze w seniorach z gościem bez wyrazu albo z kimś, kto się minął z powołaniem. Od każdego z tych wymienionych dużo się nauczyłem i to nie jest pusty frazes.

Kiedy rok temu przychodziłeś do Cracovii, nie chciałeś się wycofać z podpisanej jeszcze z ekstraklasowymi Pasami umowy? Wydaje mi się, że o twoim przejściu do Cracovii zadecydowały też sprawy czysto bytowe.

- Kiedy związałem się z Cracovią, przed klubem była cała runda w ekstraklasie. Miałem wtedy nadzieję, że kluby się dogadają i zagram w Cracovii rundę wiosenną. To się nie udało. Liczyłem na ekstraklasę w Cracovii, więc po spadku był taki zimny prysznic. Ale w Górniku - jak w wielu polskich klubach - pewne organizacyjne sprawy nie zawsze są na najwyższym poziomie, a jak ktoś ma rodzinę i dzieci, to musi też myśleć o innych rzeczy niż tylko o tym, żeby grać w ekstraklasie za wszelką cenę. Nie miałem jednak momentu zawahania. Powtarzałem sobie, że jeśli wrócimy do ekstraklasy już po roku, to nic wielkiego się nie stanie. Rok szybko minął i znów jesteśmy z Cracovią w ekstraklasie.
[nextpage]
Pamiętam wasze pierwsze spotkanie, bo treningi zaczęliście później, z trenerem Stawowym. Wiadomo było, że drużynę czeka rewolucja, bo wielu zawodników nie chciało zostać w I lidze, przyszli na ich miejsce nowi. Wierzyłeś już wtedy, że ten awans może udać się już w tamtym sezonie?

- Było małe zamieszanie, bo jeszcze parę dni przed tym pierwszym dniem w Cracovii kontaktował się ze mną trener Tomasz Kafarski, za chwilę było spotkanie z trenerem Stawowy, a w ogóle kontrakt z Cracovią podpisałem za trenera Dariusza Pasieki (śmiech). Wierzyłem w awans, bo jeśli nie Cracovia, to kto miał awansować z I ligi? Czuliśmy przez cały sezon, że damy radę. Od początku trener Stawowy zaprogramował nas na awans.

[b]

Po przyjściu do Cracovii zetknąłeś się z całkiem nowym stylem gry. Trudno było porzucić stare przyzwyczajenia boiskowe i nabrać nowych nawyków?[/b]

- Wielu z nas miało takie stare nawyki, które w szczególności w pierwszej rundzie trenerzy starali się wyplenić i nauczyć nas poprawnych rzeczy. Na początku to było faktycznie nowe, ale wydaje mi się, że szybko złapaliśmy, o co chodzi w filozofii trenera Stawowego i myślę, że głównie temu temu awansowaliśmy do ekstraklasy. Gdybyśmy przyjęli strategię większości - jeśli nie wszystkich - drużyn w I lidze, to byśmy nie awansowali.

Wielu ludzi mówiło, że wasz styl nie pasuje do I ligi, tymczasem pokazaliście, że można tak grać i może to być efektywne.

- Problem jest taki, że w Polsce na polityce, medycynie i piłce nożnej "znają się" wszyscy, a z całym szacunkiem dla dziennikarzy i ekspertów telewizyjnych, którym od kilku lat się wydaje, że najlepiej znają się na piłce, to może znają się, ale od tej strony kibicowskiej, a nie będąc w środku drużyny, nie można tak kategorycznie mówić czy coś pasuje, czy nie pasuje. Jeśli ktoś nie przebywa z drużyną, nie ogląda treningów, nie rozmawia z nami, nie rozmawia z trenerem, nie obserwuje nas, a takich ludzi poza ludźmi w klubie jest może dwóch, trzech i dobrze wiesz, kogo mam na myśli, to nie może wygłaszać tak kategorycznych sądów. My od początku wiedzieliśmy, że to jest dobre i każdy z nas to zaakceptował. To przyniosło efekt. Poza tym my Polacy narzekamy na wszystko. Więcej mówi się o złych rzeczach niż o dobrych. My byliśmy przekonani do tego, co robimy i nad czym pracujemy. W ekstraklasie powinno nam być łatwiej z tym stylem, bo chyba nikt nie będzie już z nami murował całym zespołem. W ekstraklasie jest mniej drużyn, które grają w oparciu o chaos i wybijanie, a taka gra wybija z rytmu.

Rundę jesienną poprzedniego sezonu miałeś świetną. Wielu mówiło o tobie jako o najlepszym lewym obrońcą ligi, ale wiosną tego nie potwierdziłeś. Wiesz już, dlaczego tak się stało?

- W sporcie tak jest, że po dobrej formie przychodzi lekki dołek. Przyczyn było na pewno kilka, ale mam nadzieję, że teraz będzie już wszystko dobrze. W czasie letnich przygotowań mieliśmy zmieniony bodziec treningowy. Trenujemy ciężko, a dla mnie im ciężej, tym lepiej. Widzę po sobie, że moja dyspozycja fizyczna jest lepsza.

Celem postawionym przed wami jest awans do pierwszej ósemki. To realne zadanie?

- Trener Stawowy jest ambitnym człowiekiem i nas też tym zaraża, żeby nikogo się nie bać i przed nikim się nie uginać, także na boisku. Jeśli każdy kolejny mecz będziemy traktowali jak mecz o wszystko i będziemy grali o zwycięstwo na każdym terenie. Trzeba sobie stawiać ambitne cele, bo trudno sobie postawić za cel 13. miejsce.

Źródło artykułu: