Pojedynek z wrocławianami był dla Kiełba pierwszym po powrocie do Korony. W jego grze widoczne było duże zaangażowanie i chęć pokazania się przed własną publicznością. 25-latek choć świadomy tego, że nie wszystko mu wychodziło nie ukrywał, że brązowy medalista poprzedniego sezonu był do ogrania. - Szkoda na pewno tego meczu, bo mieliśmy swoje sytuacje. Nie daliśmy grać Śląskowi tego co w meczu pucharowym, także z tego jesteśmy zadowoleni. Szkoda, mieliśmy swoje sytuacje. Prawdopodobnie nie było spalonego przy bramce "Sierpika". Ogromnie szkoda. Pewnie też popełniliśmy jakieś błędy, ale nasza gra nie wyglądała źle.
Gospodarze mimo, że potrafili przejąć inicjatywę i wyprowadzać akcje, to już z ich wykończeniem mieli ogromne problemy. Podobnego zdania był pomocnik kielczan. - Mamy jeszcze coś do poprawienia... Wiadomo tą skuteczność. Tworzymy sobie sytuacje, czy to lepsze, czy gorsze, ale wiadomo, że najważniejsze są bramki.
Wiele w poczynaniach zawodników w żółto-czerwonych trykotach zależało od zachowania "zimnej głowy". Brak spokoju w decydujących fragmentach odbijał się głównie na celności podań adresowanych do Daniela Gołębiewskiego. - "Gołąbek" znajdywał się na krótkim słupku, lecz nie było nikogo na zamknięcie. "Sobolek" schodził do środka, rozgrywał na lewą stronę do mnie i do "Lisa" a my próbowaliśmy coś zrobić i właśnie tutaj w polu karnym trzeba "Gołąbka" jeszcze lepiej poszukać - zakończył.