Gdy do piłki przed polem karnym dochodzi Marcin Malinowski, to można zakładać, że będzie ciekawie. Tak też było w meczu z Lechem Poznań. W 83. minucie "Malina" doszedł przed polem karnym do piłki, uderzył i futbolówka zatrzepotała w siatce. Euforia kibiców przy Cichej była nie do opisania. Autor gola, który rzadko okazuje emocje, po meczu nie potrafił ukryć zadowolenia. - Gole zdobywam raz na 2 i pół roku. Śmiejemy się z tego w szatni - żartował Malinowski, jeden z najstarszych piłkarzy w ekstraklasie. - Przy bramce miałem trochę szczęścia. Przyznam, że piłka nawet mi nie siadła zbyt dobrze na nogę, ale jakoś przeleciała przez gąszcz zawodników - już na poważnie tłumaczył pomocnik.
Trafienie Malinowskiego dało Ruchowi Chorzów nie tylko punkt, ale i potwierdzenie, że zespół podąża w dobrym kierunku. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że druga bramka dla Lecha może przekreślić wszystko. Staraliśmy się w miarę solidnie grać w obronie i większą liczbą zawodników zaatakować. To przyniosło skutek - podsumował kapitan chorzowskiego Ruchu.
Po meczu Ruch - Lech: Średnia "Maliny" wynosi 2,5
Marcin Malinowski gole w ekstraklasie zdobywa rzadko. Jednak gdy to już czyni, to jego trafienia są bardzo efektowne. Podobnie było w niedzielnym pojedynku Ruchu Chorzów z Lechem Poznań.
Źródło artykułu: