Spowiedź Aleksandra Kłaka: Ludzie przyjmują maski. Te kiedyś trzeba zdjąć

- Miałem myśli samobójcze, życie nie miało już sensu. To męczyło. Uciekałem w alkohol - mówi w długiej i bardzo szczerej rozmowie Aleksander Kłak, srebrny medalista olimpijski z Barcelony.

Artur Długosz
Artur Długosz

Letnie Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie, rok 1992. Polacy, prowadzeni przez Janusza Wójcika, dotarli do finału. W nim, na Camp Nou w Barcelonie, zmierzyli się z Hiszpanią, przegrali 2:3. Między słupkami stał Aleksander Kłak. Mimo porażki, wtedy ci zawodnicy byli bohaterami narodowymi. Teraz jeden z nich, bramkarz srebrnej ekipy, jest kierowcą autobusu w Antwerpii. Poznajcie jego historię.

Najpierw jednak chwila wielkiego momentu w historii polskiej piłki nożnej:

- Srebrny medal to największy sukces w mojej karierze. Nie miałem jednak nigdy wyrzutów, że mogłem obronić tę sytuację z końcówki. Było takie zamieszanie, taki kocioł... Nikt winy też nie zwalał na mnie, ale myślało się o tym - wspomina teraz Kłak.

Swoją karierę zaczynał w Nowym Sączu, skąd pochodzi. Potem bronił barw Igloopolu Dębica, Olimpii Poznań, Górnika Zabrze oraz klubów w Belgii i Holandii, między innymi Royalu Antwerpia i De Graafschap. Znaczący wpływ na losy jego kariery miały jednak kontuzje. - One spowodowały, że kilka transferów nie doszło do skutku. Pierwszym takim był Blackburn Rovers, gdzie wszystko było zapięte na ostatni guzik i zwichnięcie barku poskutkowało tym, że nie udało się. Kenny Dalglish obserwował mnie już z trybun... To był 1991 rok. Pewne umowy były już podpisane. To jest jeden przykład. Innym jest sytuacja już w Belgii, kiedy prowadziłem już bardzo zaawansowane rozmowy z PSV. Złamałem jednak nadgarstek i znowu nie doszło do transferu. Było kilka takich kluczowych momentów i gdyby nie kontuzje, to na pewno moja droga byłaby troszeczkę inna - wyjaśnia.

Na skutek licznych urazów, Kłak w końcu postanowił zakończyć karierę. - Kontuzje powodowały to, że rodził się lęk. Niesamowity lęk. Myślę, że to powoduje następne kontuzje. Miałem chyba z jedenaście operacji. Teraz już to o sobie nie daje znać. Jak to się mówi, w zdrowym ciele, zdrowy duch, ale może być też odwrotnie. Ja to przeżyłem i doświadczyłem. Dużo rodzi się w głowie - opisuje.

Aleksander Kłak mimo wszystko nie chciał zostawić piłki nożnej, która była ogromną częścią jego życia. - Po zakończeniu kariery nastąpiła pewna pustka. Próbowałem ją jeszcze zapełnić będąc trenerem, jednak i to nie przyniosło mi jakiejś radości, szczęścia. Spełniałem się jako trener, ale czegoś brakowało. Tak, jak ja się wtedy czułem... Gdzieś pojawiła się jakaś bojaźń przed nowym życiem po zakończeniu kariery, bojaźń przed zaczęciem nowego etapu, nowego życia. Trzymałem się kurczowo piłki, jednak był moment, w którym nastąpiła stwierdzona depresja. Była to nerwica lękowa, miałem bardzo poważne symptomy chronicznej hiperwentylacji. Nastąpiło załamanie - opisuje.

To był jednak dopiero początek. - Nie spowodował tego brak piłki, tylko ona była tą odskocznią... To ciężko wyjaśnić. Chodzi o psychikę. Piłka była bożkiem - czymś dla czego się żyło, co się kochało. Nagle, gdy tego zabrakło, to był jakiś powód, że człowiek stracił sens życia. Mnóstwo jest takich przypadków. Wydawało mi się, że mnie nigdy coś takiego nie dosięgnie. Przecież wtedy byłem spełniony, chociaż cały czas męczyłem się z tymi myślami, że mogła być lepsza kariera, mogłem więcej zarobić. Cały czas mnie to prześladowało. Jeśli człowiek się z tym nie pogodzi, to wyżera cię to od środka - wyjaśnia nasz rozmówca.

Po zakończeniu kariery Kłak był trenerem bramkarzy, został także kierowcą autobusu miejskiego w belgijskiej Antwerpii. - Teraz mi nie żal, że mnie nie ma w piłce. Zaraz po zakończeniu kariery bardzo chciałem jednak podpisać zawodowy kontrakt jako trener bramkarzy, jednak z powodu finansów klubu to nie wchodziło w grę. Robiłem to bardziej z pasji. To było jednak bardzo męczące. Jeździłem autobusem nocą, a w dzień o 8:00 godzinie już szedłem na trening pierwszej drużyny, wieczorem miałem zajęcia z młodzieżówką. Spałem w samochodzie, na parkingu. To też świadczy o tej ambicji, nawet absurdalnej głupocie. Teraz do czegoś takiego bym nie dopuścił. Spanie w samochodach było nagminne - komentuje.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

W końcu coś jednak w nim pękło...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×