Kamil Glik wraz z Kamilem Wilczkiem w 2006 roku opuścili Polskę i udali się do hiszpańskiego UD Horadada, z którego obaj trafili po jakimś czasie do Realu Madryt C. Po ponad rocznej przygodzie z madryckim klubem, Glik postanowił wrócić do Polski, gdzie 6 sierpnia podpisał czteroletni kontrakt z Piastem Gliwice. Środkowy obrońca po spędzeniu dwóch lat w naszym kraju, znów postanowił zmienić otoczenie i przenieść się za granicę.
Trafił do włoskiego Palermo, ale tam miał problemy z przedostaniem się do pierwszej jedenastki i został wypożyczony do Bari. Tam rozegrał 16 meczów, ale co ważniejsze zyskał doświadczenie na włoskiej ziemi. To zauważyli działacze Torino, którzy w lipcu 2011 roku odkupili od Palermo 50% udziałów. Glik stał się tam podstawowym piłkarzem, podporą defensywy Torino. 20 lipca obecnego roku włodarze klubu wykupili pozostałe 50%. Reprezentant Polski został także ostatnio kapitanem zespołu, ale jak sam przyznaje, przeszedł w karierze dosyć krętą drogę. Sam porównuje swoją drogę do Mateusza Klicha.
- Każdy oczywiście pracuję na swój rachunek, ale mogę powiedzieć, że przeszedłem podobną drogę, co Mateusz Klich. Wyjeżdżając do Palermo, w którym przez pół roku nie zagrałem żadnego meczu. Krok po kroku odbudowywałem swoją pozycję we Włoszech. Teraz jest ona na tyle stabilna, że zostałem kapitanem zespołu, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Jestem najmłodszym kapitanem w lidze włoskiej. To wielkie wyróżnienie i motywacja do dalszej pracy - zaznacza Kamil Glik.
Zawodnik podkreśla, że w Torino jest obecnie przeprowadzana zmiana ustawienia z 4-4-2 na 3-5-2. Glik przyznaje, że zmiana systemu gry to długotrwały proces.
- Dwa lata graliśmy ze sobą w ustawieniu 4-4-2 i teraz zmieniliśmy ustawienie na 3-5-2. Byliśmy na miesięcznym zgrupowaniu i nadal czeka nas sporo pracy, ponieważ jest to długotrwały. To ciężka, żmudna praca, żeby dostosować się do nowej taktyki - podkreśla Glik.