Franciszek Smuda (trener Lecha): Wygrane spotkanie na pewno każdego cieszy, ale to nie był futbol na wysokim poiomie. Zwłaszcza po przerwie staraliśmy się oszczędzać. Myślami niektórzy już byli przy czwartkowym meczu z Austrią Wiedeń. Bramki, które strzeliliśmy w pierwszej połowie, ustawiły zawody. Cieszy mnie, że nie było żadnych poważnych kontuzji. 5-6 podstawowych zawodników się na tę chwilę leczy i dobrze, że nikt do nich nie dołączył w perspektywie bardzo trudnego tygodnia, jaki nas czeka - mecze w czwartek z Austrią i w niedzielę z Legią.
Marek Chojnacki (trener ŁKS): Przede wszystkim gratuluję zwycięstwa rywalom. Analizowaliśmy grę Lecha i wiedzieliśmy, że to zespół świetnie grający zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. Popełniają oni jedynie 2-3 błędy w meczu, gdzie można się pokusić o strzelenie im gola z akcji. Szans upatrywaliśmy również w stałych fragmentach. Przede wszystkim natomiast musieliśmy grać konsekwentnie w defensywie. Ostatnio jednak tak bywa, że pierwsze bramki, jakie tracimy w meczu, wpadają po naszych kardynalnych błędach. Zakładaliśmy sobie, że Lecha musimy wybijać, aby jak najmniej byli w posiadaniu piłki, aby była ona z daleka od naszego pola karnego, albo nawet poza boiskiem. Tak robiliśmy, ale przychodzi 16. minuta, wrzut z autu, dwóch naszych środkowych obrońców leci do bezpańskiej piłki, dostajemy z tego pierwszą bramkę i cały nasz plan się zawalił. W pierwszej połowie widać było dużą nerwowość w naszej drużynie. Zawodnicy grali, jakby mieli powiązane nogi. Mówiłem im, że nie mamy nic do stracenia, a jedynie do zyskania, ale umiejętności przeciwnika nas najwyraźniej sparaliżowały. Jak się ma takie, a nie inne umiejętności, to się wyżej nie podskoczy. Nabiegaliśmy się, naszarpaliśmy, ale co z tego, skoro proste błędy powodują taki wynik.