Andrij Szewczenko - ukraiński fenomen cz. III

Po hat-tricku przeciwko FC Barcelonie wśród europejskich potentatów nie brakowało chętnych na zatrudnienie "Szewy". W kolejce ustawił się sznurek działaczy, którzy oferowali Dynamu sporą gotówkę.

W tym artykule dowiesz się o:

Włodarze biało-niebieskich przekonali jednak swojego zawodnika do pozostania w Kijowie jeszcze przez jeden sezon, obiecując mu w zamian willę, mercedesa oraz gażę w wysokości stu tysięcy dolarów rocznie. Andrij przystał na te warunki, a przed kolejnymi rozgrywkami przeszedł do AC Milanu za dwadzieścia sześć milionów dolarów.

Po transferze do Mediolanu Walery Łobanowski nazwał Szewczenkę "Białym Ronaldo". Warto dodać, że relacje piłkarza z trenerem były bardzo bliskie - niemal jak ojca z synem. "Pułkownik" nie tylko potrafił wydobyć z "Szewy" wszystko co najlepsze na boisku. Kiedyś również pomógł mu... rzucić palenie. Nie jest tajemnicą, że w ubiegłym stuleciu wielu sportowców z Europy Wschodniej lubiło sobie popalać papierosy. Andrij był pod tym względem w czołówce, wypalając dziennie około czterdziestu sztuk. Łobanowski zmusił chłopaka do picia płynu zawierającego nikotynę, po którym piłkarz czuł się tak okropnie, że nie miał już więcej ochoty na "puszczanie dymka".

- Jako dziecko marzyłem o tym, żeby zostać profesjonalnym piłkarzem. Gdy miałem czternaście lat, zwiedziłem Mediolan oraz stadion San Siro i pamiętam, jakie wrażenie to na mnie wywarło - mówi Szewczenko. - Wtedy właśnie przyrzekłem sobie, że pewnego dnia tam zagram. Jestem szalenie dumny z tego, że udało mi się to osiągnąć. "Biały Ronaldo" rozkochał w sobie kibiców Rossonerich już w debiutanckim meczu Serie A przeciwko Lecce (2:2), kiedy to w siedemdziesiątej drugiej minucie zdobył gola dającego Milanowi prowadzenie 2:1. W stolicy mody nie był już jednak jedną z dwóch gwiazd, gdyż w samym ataku współpracował z graczami takimi jak George Weah i Oliver Bierhoff, a w obronie królowali niezniszczalni Paolo Maldini oraz Alessandro Costacurta.

W rozgrywkach 1999/2000 "Szewa" trafiał do siatki rywal jak na zawołanie i z dwudziestoma czterema golami na koncie został królem strzelców Serie A. W pierwszym sezonie na włoskich boiskach sztuki tej dokonało wcześniej tylko pięciu innych zawodników: Michel Platini , John Charles, Gunnar Nordahl, Istvan Nyers oraz Ferenc Hirzer. Pomimo znakomitej postawy "Szewy", Rossoneri zajęli dopiero trzecie miejsce w ligowej tabeli, ustępując Lazio Rzym i Juventusowi Turyn, a w Champions League nie przebrnęli nawet fazy grupowej, plasując się za Chelsea Londyn, Herthą Berlin oraz Galatasaray Stambuł. Brak trofeów nie sprawił jednak, że Andrij zaczął nagle wątpić w słuszność przeprowadzki do stolicy mody: - Dynamo Kijów może być dobrą drużyną, lecz nigdy nie osiągnie poziomu Milanu czy Realu Madryt. Po prostu nie ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zatrzymywać u siebie i kupować najlepszych piłkarzy. Ukraińscy zawodnicy wyjeżdżają z kraju, bo tam mogą zarobić o wiele większe pieniądze.

Brak sukcesów drużynowych chociaż po części musiały zrekompensować Andrijowi wyróżnienia indywidualne. Chłopak z Dwirkiwszczyny został wybrany najlepszym ukraińskim piłkarzem za rok 1999 oraz zajął trzecie miejsce w niezwykle prestiżowym plebiscycie Złotej Piłki magazynu France Football, ustępując tylko Rivaldo i Davidowi Beckhamowi.

Rozczarowujący pod względem trofeów dla "Szewy" był nie tylko debiutancki sezon w koszulce Rossonerich. Ekipa z Mediolanu bez żadnego tytułu zakończyła również dwa kolejne, podczas których Andrij w dalszym ciągu regularnie trafiał do siatki. W rozgrywkach 2000/01 skompletował trzydzieści cztery gole w pięćdziesięciu jeden meczach, natomiast w kolejnej kampanii jego dorobek strzelecki był o połowę mniejszy, lecz na murawie pojawił się tylko trzydzieści osiem razy. Milan jako zespół przeżywał mały kryzys, najpierw rozstając się na rok z Champions League, a następnie zapewniając sobie udział w tych rozgrywkach rzutem na taśmę dzięki jednopunktowej przewadze nad... Chievo Verona. W 2002 roku Andrij Szewczenko był już doświadczonym, dwudziestosześcioletnim piłkarzem, ale nadal wierzył w to, że niedługo nadejdą dla Rossonerich lata obfite w sukcesy.

7 maja 2002 Walery Łobanowski dostał ataku serca. Zmarł sześć dni później na stole operacyjnym szpitala w Zaporożu. Andrij Szewczenko nie mógł sobie wyśnić lepszego hołdu dla ukochanego szkoleniowca niż sięgnięcie ze swoim klubem po Puchar Mistrzów oraz Coppa Italia w sezonie 2002/03. Po dziewięćdziesięciu minutach wielkiego finału Champions League pomiędzy AC Milanem a Juventusem Turyn był bezbramkowy remis. Dogrywka również nie przyniosła rozstrzygnięcia, więc sędzia musiał zarządzić konkurs rzutów karnych. "Szewa" miał uderzać jako piąty z kolei, czyli prawdopodobnie ostatni. Gdy podchodził do piłki, na tablicy wyników widniał rezultat 2:2, a chwilę później posłał futbolówkę obok bezradnego Gianluigiego Buffona i utonął w objęciach kolegów. To był najszczęśliwszy moment w jego dotychczasowej karierze i swego rodzaju nagroda za gola w półfinale przeciwko Interowi Mediolan, który zadecydował o awansie Rossonerich do finału w "Teatrze Marzeń".
[nextpage]Krótko po wywalczeniu Pucharu Mistrzów Andrij zabrał trofeum do Kijowa i odwiedził grób swojego byłego trenera. Chciał w ten sposób podziękować Łobanowskiemu za wszystko, czego ten go nauczył. - Zaszczepił we mnie cierpliwość, kulturę pracy oraz poszanowanie dla przeciwnika. To podwaliny, na których opiera się cała moja kariera - mówi "Szewa". "Pułkownik" również darzył ogromnym szacunkiem Andrija, z którym pracował najpierw w Dynamie Kijów, a później w reprezentacji Ukrainy: - Zawodnicy ze znanymi nazwiskami mają to do siebie, że kiedy osiągną swój cel, to spoczywają na laurach. Popatrzcie na Ronaldo. On wciąż czyni postępy, ale kiedy zdobędzie gola, to już nie chce mu się biegać. Nigdy nie zamieniłbym Szewczenki na niego. Andrij zawsze gra dla dobra zespołu.

Sezon 2002/03 był wreszcie udany dla "Szewy" na płaszczyźnie drużynowej, choć indywidualnie Ukrainiec nie poczynał sobie zbyt dobrze, o czym świadczy zaledwie pięć goli w rozgrywkach Serie A. Kolejna kampania to już jednak popis w jego wykonaniu, kiedy to zaliczając dwadzieścia cztery trafienia i zdobywając koronę króla strzelców, poprowadził Milan do pierwszego od pięciu lat mistrzostwa kraju. Rossoneri wcześniej sięgnęli również po Superpuchar Europy, a "Szewa" dzięki utrzymywaniu wysokiej formy przez cały rok 2004 został uhonorowany Złotą Piłką magazynu France Football, czyli najważniejszą nagrodą indywidualną w świecie piłki nożnej. Andrij w pokonanym polu zostawił magików FC Barcelony w osobach Ronaldinho oraz Deco. Ówczesny zawodnik Milanu został zatem trzecim Ukraińcem, którego spotkało to wyróżnienie. - Bardzo mnie cieszy, że otrzymałem tę nagrodę. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy mi w tym pomogli, a w szczególności kolegom z Ukrainy. Jestem dumny z bycia Ukraińcem i dedykuję tę nagrodę wszystkim, którzy mi dobrze życzą - mówił "Szewa" podczas uroczystej gali. - Wychowałem się na Ukrainie i widziałem Biełanowa oraz Błochina nagradzanych Złotą Piłką. Oni byli moimi pierwszymi idolami.

W roku 2004 Andrij Szewczenko miał powody do radości nie tylko ze względu na wyróżnienia, jakie go spotkały. 14 lipca na polu golfowym w Waszyngtonie "Szewa" poślubił bowiem mającą polskie korzenie amerykańską modelkę Kristen Pazik. Para poznała się dwa lata wcześniej na imprezie organizowanej przez ich wspólnego przyjaciela - Giorgio Armaniego. W październiku na świat przyszło ich pierwsze dziecko, syn Jordan, nazwany tak na cześć idola Kristen - najlepszego koszykarza wszech czasów - Michaela Jordana. "Szewa" uczcił narodziny synka strzelając już następnego dnia gola przeciwko Sampdorii Genua, a na ojca chrzestnego wybrał właściciela Milanu i słynnego włoskiego polityka - Silvio Berlusconiego.

Ukrainiec Szewczenko mieszkał w Mediolanie, a za żonę miał Amerykankę. Jak w takim razie "Szewa" radził sobie z komunikacją? - Ona jest Amerykanką i nie potrafi ani słowa po rosyjsku. Ja natomiast nie znam angielskiego, więc porozumiewamy się po włosku. Bardzo chcę się nauczyć angielskiego i chcę, żeby moje dzieci również znały ten język - tłumaczył Andrij krótko po ślubie.

Życie zawodowego sportowca to ciągłe wyjazdy, treningi i nieustanny brak czasu dla rodziny. Kristen wiążąc się z "Szewą" wiedziała jednak na co się pisze, a wiadomo również, że profesjonalnym futbolistą nie jest się do końca życia. Pazik akceptowała częste podróże swojego męża i doceniała samą jego chęć spędzania jak największej ilości czasu z rodziną. - Gram dwa lub trzy mecze w tygodniu, a na dwadzieścia cztery godziny przed spotkaniem muszę dołączyć do drużyny. Ile więc wolnego czasu mi zostaje? - mówił ówczesny zawodnik Milanu. - Mój syn prawdopodobnie częściej widzi mnie na ekranie telewizora niż w domu.

Ukrainiec nie zostawiał jednak swojej wybranki z całym domem na głowie. Wynajął pielęgniarkę, kucharkę oraz pokojówkę. Chciał, żeby Kristen poświęcała całą uwagę Jordanowi. Wiedział, że małe dzieci potrzebują matki, i że nikt nie jest w stanie jej zastąpić. - Nasz syn wymaga naprawdę mnóstwo uwagi - przekonywał. - Raz zaliczyłby bardzo bolesny upadek, gdybym akurat nie był tuż obok i go nie złapał.

Koniec części trzeciej. Kolejna już w najbliższy poniedziałek.

Bibliografia: The Independent, The Guardian, CNN, wumag.kiev.ua, uefa.com.

Poprzednie części:
Andrij Szewczenko - ukraiński fenomen cz. I
Andrij Szewczenko - ukraiński fenomen cz. II 

Komentarze (0)