Jeśli w meczu z Miedzią Legnica piłkarze GKS-u Katowice mieli zamiar zrekompensować kibicom zszargane w Bełchatowie nerwy, to ewidentnie zespołowi z Bukowej to nie wyszło. Śląska drużyna rozegrała po raz kolejny bardzo słaby mecz, a fakt wywalczenia trzech punktów zawdzięcza jedynie szczęściu, nieskuteczności rywali i... Łukaszowi Budziłkowi.
Golkiper katowickiej jedenastki był bowiem w tym meczu jedynym jasnym punktem GKS-u. Zwłaszcza w pierwszej połowie młody bramkarz kilkukrotnie kapitalnie interweniował, ratując swój zespół przed utratą bramki. Szczególne brawa należą mu się za interwencję po strzale z dystansu Zbigniewa Zakrzewskiego, który 22-latek sparował efektowną robinsonadą.
Budziłkowi w tym meczu sprzyjało też szczęście, które dało o sobie znać dziesięć minut przed gwizdkiem na przerwę, kiedy po wielbłądzie katowickiej defensywy w dogodnej sytuacji strzeleckiej znalazł się Wojciech Łobodziński, a piłka po jego strzale zatrzymała się na poprzeczce katowickiej bramki.
Również po przerwie drużyna Rafała Ulatowskiego - mimo to, że sama nie grała najlepszych zawodów - miała lepsze szanse na otwarcie wyniku. Najlepszą po godzinie gry zmarnował duet Łobodziński - Zakrzewski, kiedy ten pierwszy z okolic linii końcowej boiska dograł piłkę z lewego skrzydła, a nabiegający na futbolówkę napastnik Miedzianki był o pół kroku za szybki, by wepchnąć piłkę do pustej bramki.
O postawie GieKSy - którą w tym meczu poprowadził tymczasowy szkoleniowiec Tomasz Owczarek wspierany przez trenera bramkarzy Janusza Jojko - najlepiej świadczyć może fakt, że katowiczanie pierwszy i jedyny w tym meczu celny strzał oddali... na dziesięć minut przed końcem spotkania i z miejsca zdobyli bramkę.
Wcześniej jednak wprowadzony na boisko raptem trzy minuty wcześniej Mateusz Szczepaniak w prawym narożniku pola karnego sfaulował Krzysztofa Wołkowicza, a rzut karny na bramkę zamienił Sławomir Duda, który mecz rozpoczął na ławce rezerwowych. Za słaby występ w Bełchatowie w ten sam sposób pokutował Tomasz Wróbel, który w ogóle nie pojawił się na placu gry.
W poniedziałek przy Bukowej ma zostać zaprezentowany nowy szkoleniowiec. Jeżeli oglądał on swoich przyszłych podopiecznych w sobotnim starciu na pewno raz jeszcze poważnie się zastanowi, nim złoży podpis pod kontraktem. Do roboty ma bowiem bardzo wiele.
Dramat po pomeczowej konferencji prasowej przeżywał również trener Ulatowski, który jeszcze długo po zakończeniu spotkania siedział przy stole, chowając twarz w dłoniach. Legniccy dziennikarze spekulowali, że za słaby początek sezonu "Ula" zapłaci posadą.
Po pięciu kolejkach pretendent ma bowiem na koncie raptem trzy punkty, a to nikogo nie zadowala. - Sport jest okrutny - westchnął głośno w kierunku nielicznych dziennikarzy trener Miedzi i ze spuszczoną głową opuścił salę.
GKS Katowice - Miedź Legnica 1:0 (0:0)
1:0 - Sławomir Duda (k.) 80'
Składy:
GKS: Łukasz Budziłek - Dominik Sadzawicki, Mateusz Kamiński, Adrian Napierała, Bartłomiej Chwalibogowski, Kamil Cholerzyński (58' Sławomir Duda), Grzegorz Fonfara, Alan Czerwiński, Rafał Figiel (46' Michał Zieliński), Krzysztof Wołkowicz (90+2' Rafał Pietrzak), Przemysław Pitry.
Miedź: Andrzej Bledzewski - Grzegorz Bartczak, Daniel Tanżyna, Tomasz
Midzierski, Adrian Woźniczka (84' Marcin Garuch), Zbigniew Zakrzewski, Radosław Bartoszewicz, Adrian Łuszkiewicz (77' Mateusz Szczepaniak), Wojciech Łobodziński, Adrian Cierpka, Jakub Grzegorzewski (67' Piotr Madejski).
Żółte kartki: Cholerzyński, Kamiński, Czerwiński (GKS) - Tanżyna, Cierpka, Woźniczka (Miedź).
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).
Widzów: 2200.