GKS Katowice nie odwoła się od czerwonej kartki dla Łukasza Budziłka

Nie będzie odwołania od kontrowersyjnej czerwonej kartki dla Łukasza Budziłka, jaką golkiper GKS-u Katowice obejrzał w meczu z Górnikiem Łęczna. Działacze kubu z Bukowej nie wierzą w jego skuteczność.

GKS Katowice doznał wysokiej porażki w Łęcznej. Wynik meczu pewnie byłby inny, gdyby śląska drużyna nie musiała przez niemal godzinę grać w osłabieniu jednego zawodnika. Z boiska w pierwszej połowie wyleciał bowiem Łukasz Budziłek, który zdaniem sędziego dopuścił się niebezpiecznego zagrania na Sebastianie Szałachowskim.

Telewizyjne powtórki pokazały, że bramkarz katowiczan pierwszy dopadł futbolówki, wybijając ją na aut, a kontaktu z pomocnikiem Górnika w ogóle w tej sytuacji nie było. Ten bowiem walkę o piłkę odpuścił. - Gdybym poszedł na piłkę, to pewnie doznałbym poważnej kontuzji. Połamałbym obie nogi - przekonuje "Szałach".

W związku z powyższym wydawać by się mogło, że ewentualne odwołanie od czerwonej kartki dla golkipera GieKSy mogłoby zakończyć się powodzeniem. Innego zdania są jednak katowiccy działacze. - Odwołanie niesie za sobą określone koszta, a my nie wierzymy, że ktoś w PZPN przyznałby się do błędu i w tym wypadku byłoby ono skuteczne - wyjaśnia Wojciech Cygan, prezes klubu z Bukowej.

Wobec absencji Budziłka katowickiej bramki w meczach z Arką Gdynia i Energetykiem ROW Rybnik strzec będzie prawdopodobnie Rafał Dobroliński. Bramkarz sprowadzony do Katowic latem z UKP Stelmetu Zielona Góra zaliczył już debiut w barwach GKS-u, zastępując "Budziła" w Łęcznej.

Puścił w tym meczu dwie bramki, ale wydaje się, że przynajmniej przy pierwszym trafieniu mógł zachować się lepiej, bo piłka wpadła do siatki pod jego nogą. - Wszyscy jesteśmy ciekawi jak nasz rezerwowy bramkarz się w tej sytuacji zaprezentuje. Przez najbliższe dwa tygodnie będzie on trenował pod okiem Janusza Jojko i jesteśmy przekonani, że godnie zastąpi Łukasza - puentuje sternik GieKSy.

Komentarze (0)