Sławomirowi Peszce tym razem chciała przeskodzić choroba. "Przy zmianie byłem wykończony"

Sławomir Peszko przyznał, że do niedzielnego meczu FC Koeln przystąpił nie w pełni sił. Kłopoty zdrowotne byłego reprezentanta polski nie przeszkodziły mu jednak zostać jednym z bohaterów meczu.

Sławomir Peszko na oficjalny występ musiał czekać przez ponad pół roku. Począwszy od 16 lutego na przeszkodzie polskiemu pomocnikowi stawały różne nietypowe i pechowe okoliczności. Gdy wreszcie załatwione zostały formalności, 28-latka dopadła choroba. Mimo to trener Peter Stoeger postanowił zaryzykować i posłać do boju skrzydłowego.

Peszko wypadł na miarę oczekiwań, ponieważ zdobył gola i zaliczył asystę, ale już w 60. minucie opuścił plac gry. - Miałem przeczucie, że muszę go wystawić. Strasznie cieszę się z jego udanego występu. Jest bardzo dobry technicznie, zawsze szuka strzału i jestem przekonany, że wkrótce ponownie nam pomoże. Nie wiedziałem tylko, że jest tak dobry w grze powietrznej - komentował szkoleniowiec FC Koeln, nawiązując do faktu, że "Peszkin" bramkę zdobył po strzale głową.

Jesteś kibicem piłki nożnej? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku! Nie zwlekaj! Kliknij i polub nas.

- Teraz zapewne przyjdzie gorączka - mówił Peszko po opuszczeniu placu gry. - Przy zmianie byłem totalnie wykończony, ale szczęśliwy. Bardzo chciałem tutaj ponownie wystąpić! Wspaniale, że się udało, a styl mojego powrotu - niewiarygodny! - emocjonował się 28-latek.

Co warte podkreślenia, występ Peszki na RheinEnergieStadion w Kolonii oklaskiwały aż 42 tysiące widzów! - To niesamowite - zwłaszcza dla mnie jako Austriaka - że w niedzielę o godzinie 13.30 na stadion przyszło aż tyle osób! Po naszej wygranie kibice mogą marzyć o awansie do Bundesligi, ale dla nas nic się nie zmienia. Przed nami wciąż bardzo dużo pracy - przyznawał Stoeger.

Komentarze (0)