Lech Poznań pokonał Zawiszę Bydgoszcz 3:2. Do ostatniego gwizdka sędziego wynik nie był jednak pewny, choć po pierwszych minutach spotkania wydawało się, że lechici odniosą łatwe zwycięstwo. Od 55. minuty grali w dziesiątkę, co z pewnością miało wpływ na nerwową końcówkę. - Na pewno jesteśmy zadowoleni z trzech punktów, które zdobyliśmy po ciężkich bólach. Fajnie rozpoczęliśmy to spotkanie i mieliśmy je kontrolować. Straciliśmy jednak bramkę po stałym fragmencie i Zawisza odżył. Po przerwie zdobyliśmy kolejnego gola tak jak sobie zakładaliśmy, ale po czerwonej kartce nasza gra się skomplikowała i do końca było gorąco. Cieszy, że zespół pokazał charakter i walczył do ostatniego gwizdka - mówi Hubert Wołąkiewicz.
Lech musiał radzić sobie bez wyrzuconego z boiska Luisa Henriqueza oraz z kontuzjowanym Łukaszem Teodorczykiem, który nabawił się urazu, ale dograł spotkanie do końca. Ciężko jednak powiedzieć, że był wartościowym zawodnikiem, bo przez sporą część swojego pobytu na boisku kulał. - Szkoda tej czerwonej kartki, bo dalej byśmy grali ofensywnie i może padłyby kolejne bramki. Gdy grasz w dziesięciu, a później właściwie w dziewięciu to zespół automatycznie się cofa. Zawisza przejął inicjatywę i wiadomo, że musiał sobie stworzyć sytuacje. Najważniejsze, że udało się dowieźć zwycięstwo do końca - kontynuuje obrońca Kolejorza.
Lech może cieszyć się z trzech punktów, ale po raz kolejny stracił dwie bramki. - W każdym meczu tracimy bramki i jest to nasza bolączka. W tym meczu straciliśmy bramki po stałych fragmentach, co jest niepokojące, bo w każdym tygodniu poświęcamy treningi, aby wyeliminować błędy w tym elemencie. Wpływ na to mogą mieć roszady w ustawieniu i na pewno nie jesteśmy monolitem i nie możemy się zgrać. Część zawodników wraca jednak do dyspozycji i mam nadzieję, że nie będzie już tego problemu, a defensywa będzie zgrana jak w poprzednim sezonie - opowiada lechita.
Wołąkiewicz był bohaterem niedzielnego meczu. Tym razem zagrał na prawej stronie obrony, co okazało się doskonałym posunięciem. Zaliczył on dwie asysty, uchronił zespół w końcówce przed stratą gola, a potem nawet sam był bliski wpisania się na listę strzelców. - Na zwycięstwo pracował cały zespół. Ja się cieszę, że udało się dograć dwie piłki po których padły bramki - zakończył Wołąkiewicz.