Maszynka do strzelania goli - nieprawdopodobny bilans Marco Paixao

We Wrocławiu zapewne nawet nie przypuszczali, że sprowadzenie Marco Paixao będzie takim strzałem w dziesiątkę. Portugalczyk jak na razie jest bowiem nie do zatrzymania.

Artur Długosz
Artur Długosz

Kolejny mecz i kolejna bramka. Jak na razie Marco Paixao imponuje swoją formą. Można mu zarzucać, że w niektórych spotkaniach marnuje okazje, ale i tak jego bilans strzelecki w drużynie WKS-u musi budzić uznanie. Portugalczyk pierwszy oficjalny mecz dla zielono-biało-czerwonych rozegrał 18 lipca. Do 1 września, czyli potyczki z Piastem Gliwice, zagrał łącznie w dwunastu spotkaniach, strzelając w nich... dziewięć goli.

Paixao ostatni raz na listę strzelców wpisał się w minioną niedzielę. - Nikt z nas nie jest zadowolony po tym meczu. Powinniśmy wygrać. Niestety, choć stworzyliśmy sobie mnóstwo okazji, zaledwie raz udało nam się pokonać bramkarza rywali. Na pewno w przyszłości musimy poprawić naszą skuteczność. Jesteśmy wielką drużyną i jeśli chcemy walczyć o mistrzostwo, musimy wykorzystywać dogodne sytuacje i wygrywać takie mecze jak z Piastem - mówił po spotkaniu niezadowolony napastnik.

Wrocławianie przeciwko Piastowi zmarnowali bowiem mnóstwo dogodnych okazji strzeleckich. - Czujemy spory niedosyt. Stworzyliśmy sobie fajne sytuacje, mogliśmy do przerwy prowadzić zasłużenie, i to nawet więcej, niż 1:0. Jednak po pierwszych 45 minutach mieliśmy średnie nastroje, bo przegrywaliśmy 0:1, a wszyscy doskonale wiedzą, jak trudno jest punktować w Gliwicach. W drugiej połowie nasza gra była nieco nerwowa. Był to z pewnością efekt niekorzystnego dla nas wyniku, jak i świadomości tego, jak kończyły się nasze ostatnie mecze z Piastem. Swoje na pewno zrobiło również zmęczenie po czwartkowym laniu, jakie zgotowała nam Sevilla. Na szczęście udało nam się wyrównać stan meczu i wracamy do Wrocławia z jednym punktem - zaznaczył Sebastian Mila.

Przez większą część potyczki piłkarze Śląska musieli sobie radzić bez Stanislava Levego, który przez arbitra został odesłany na trybuny. - Zawsze to jest utrudnienie dla drużyny. Nie ma tego kierowania z ławki. Uważam, że zbyt pochopnie sędzia wyrzucił naszego szkoleniowca. A zrobił to pewnie za to, że ten zbyt mocno gestykulował - podsumował Mila.

Sam Paixao zastanawia się też skąd taka nieskuteczność w grze WKS-u. - Być może brakuje nam zimnej krwi pod bramką przeciwnika, staramy się wybierać zbyt skomplikowane warianty, zamiast po prostu uderzać na bramkę. W drugiej połowie nieco bardziej się odkryliśmy i kilkakrotnie dopuściliśmy rywali pod nasze pole karne, ale była to konsekwencja tego, że musieliśmy mocniej ruszyć do przodu, by odrobić straty - podsumował Portugalczyk.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×