Sławomir Peszko po spotkaniu w Wiedniu nabawił się urazu, który wykluczył go z treningów na dziesięć dni. Zajęcia wznowił dopiero na początku tego tygodnia. Nie było więc pewności czy wytrzyma 90 minut, a tymczasem przebywał na boisku 120 minut. - W pewnym momencie prosiłem o zmianę, bo odczuwałem skurcze. Trener powiedział, żebym grał i zobaczymy jak to dalej będzie. Przedsezonowe przygotowania pozwoliły mi dograć do końca - mówi pomocnik Kolejorza.
Lech wygrał rewanżowe spotkanie i awansował do fazy grupowej Pucharu UEFA dzięki bramce Rafała Murawskiego w ostatnich sekundach. To jednak Peszko zainicjował kluczową dla meczu akcję. Mimo iż 120 minut gry minęło, to lechita wciąż miał siły, aby przeprowadzić dynamiczny rajd prawą stroną. Były zawodnik Wisły Płock zdobył również gola na 2:1, dzięki czemu w ogóle doszło do dogrywki.
Peszko po spotkaniu nie potrafił w postaci słów wyrazić radości z awansu. - Tego się nie da opisać. Była wielka adrenalina i chęć zdobycia czwartej bramki - opowiada pomocnik Kolejorza, który przyznał, że miał moment zawahania czy Lechowi uda się zdobyć decydującego gola. - Pod koniec miałem moment załamania, bo zegar wskazywał 29. minutę dogrywki. Udało się jednak przeprowadzić ostatnią akcję. Po czwartej bramce zwariowałem.
Peszko opowiedział również o sytuacji z drugiej połowy dogrywki, gdy padł na murawę w polu karnym. - Troszkę chciałem wymusić rzut karny. Presja na sędzim była tak wielka i myślałem że da się nabrać - przyznaje pomocnik Lecha.
Przed Kolejorzem kolejny ważny mecz. Tym razem do Poznania przyjedzie Legia Warszawa, a pojedynki tych dwóch klubów od zawsze dostarczają emocji. Czy lechitom starczy sił na to spotkanie? - Trochę czuję się zmęczony, ale mam nadzieję, że w dwa dni się zregeneruje - mówi Peszko. - Z Austrią pokazaliśmy charakter i w następnych spotkaniach będziemy chcieli to potwierdzić.